niedziela, 18 października 2015

Lupus est.

    "Hortum rosarum mortuis" - przeczytała wilczyca. Patrzyła w górę ma masywny łuk markurowej bramy. Metalowe, ciężkie, zdobione wrota były szeroko rozwarte na zewnątrz. Dalej, w prawą i w lewą stronę daleko ciągnął się, niegdyś biały, teraz szary, brudny, marmurowy mur. Całą budowle pokrywały suche gałęzie kolczastych kwiatów. Wilczyca ledwo domyśliła się, częściowo z nazwy ogrody, że były to róże.
    Zrobiła krok naprzód. Doleciał ja lekki zapach. Nie umiała go dokładnie określić. Był suchy, można powiedzieć, stary. Pachniało trochę jak w opuszczonej chacie ludzkiej, do której kiedyś się zapuściła. Podobny zapach czuła również, gdy kiedyś zajrzała do starej księgi, długo prowadzonej przez mężczyzn ludzi, mieszkających w wielkim, ceglanym budynku noszących długie, brązowe szaty z kapturami. Kiedyś wilczyca miała sporo do czynienia z rodzajem ludzkim. Ale to było dawno, tak dawno, że młoda wilczyca nie umiała ogarnąć pamięcią i wyobraźnią całego tego okresu.
    Weszła głębiej w ogród. Kluczyła między wyschniętymi klombami, porośniętymi wyschniętymi kwiatami. Róże były wszędzie. Pięły się po rzeźbach, Wyrastały z fontann, oplatały drzewa, również suche. Ścieżki Były wysypane żwirem. Drobne kamyczki straciły niegdysiejszy połysk, matowe i bezkształtne wysypywały się z wyznaczonych im dróg. Wszędzie stały na marmurowych postumentach posągi. Byli ludzie, mężczyźni i kobiety, w długich, niezbyt zdobionych, często niekompletnych szatach. Czasami postacie były zupełnie nagie, tylko na głowie miały hełm, w ręku miecz lub tarczę.
    Wzrok wilczycy przyciągnął jeden posąg. Stał on w środku ogrodu. Na wielkim postumencie stał posąg, jakiego się tu nie spodziewała. Przedstawiał on wilka. Zwierze dumnie stało, kierując spojrzenie w dal. Miało najeżoną sierść i tak uniesiony ogon, że tworzył on kąt prosty z wysuniętą do przody tylna łapą. Całość robiła wielkie wrażenie, wilk wyglądał władczo i groźnie.
    Wilczyca spojrzała niżej. Na marmurowym bloku widniał napis:


"Lupus sculpantur in silice,
Lupus stans solus,
Lupus spectat,
Lupus vivit,
Lupus est"

    "To musi być napis w starym, ludzkim języku" - pomyślała. Przeniosła wzrok na wilka. Na początku nie dostrzegła różnicy. Później jaj wzrok padł na pierś zwierzęcia. W miejscu, gdzie znajdowałoby się serce pulsowało światło. Na początku wolno, wreszcie w rytm jej własnego serca.
    - Lupus est... - powiedziała, choć nie bardzo wiedziała, co to znaczy.
    Nagle przez ogród przeleciała fala światła. Wilczyca zamknęła oczy.
    - Moja droga, Michelle. - usłyszała nagle znajomy głos. - A więc jednak, znalazłaś mnie.
    - Tak, choć było to trudne. - otworzyła oczy akurat w tym momencie, by zobaczyć jak wilk zeskakuje z marmurowego postumentu. Ogród zupełnie się zmienił. Marmur odzyskał dawny blask. Pokruszone pomniki znów były całe. I, co najdziwniejsze, róże znów były żywe. Piękne, różowe, czerwone, białe, żółte, niesamowite. Wilczyca mogłaby przysiąc, że napis nad bramą zmienił się z "
Hortum rosarum mortuis" na "Hortum rosarum comantem".

    - Nie zapomniałaś. Imponujące. - powiedział wilk.
    - Tak, pamiętam nawet to, Lote, że obiecałeś mi przysługę.
    - Coś za coś. - uśmiechnął się przywódca WWSD. - Ty też coś dla mnie zrobisz. I pamiętaj: ja zawsze dotrzymuję słowa...