~ Rolox, dokładniejsze wiadomości! - krzyknęłam w myślach.
~ To bura wilczyca, jest sama, ale bardzo pewna siebie. I chyba wiem dlaczego - na szyi ma zawieszony żołądź, znak Wędrownej Watahy Starożytnego Drzewa.
~ Atakuje?
~ Nie. Domaga się spotkania z tobą. I z białą.
Białą? Dopiero po chwili zrozumiałam, że musiało chodzić o Aleksandrię. Oni jej nigdy nie dostaną! Nie dopuszczę do tego!
- Moi drodzy. Posłaniec Lote'a chce się ze mną widzieć. Muszę iść. - powiedziałam.
- Idę z tobą! - krzyknął Daise.
- Nie.
- Ale... jesteśmy drużyną... prawda?
- Muszę iść sama. - spojrzałam na "białą". - Aleksandrio, pod żadnym pozorem nie wychodź z jaskini.
Wyszłam na korytarz. Przy wyjściu zastałam Roloxa mierzącego wzrokiem burą wilczycę. Jej zapach wydał mi się znajomy.
- Witaj, jestem Mischelle. - powiedziała. - Przysyła mnie tu przywódca Wędrownej Watahy Starożytnego Drzewa, Lote.
- Ja jestem Alphą Watahy Północnego Księżyca, Roal. - odpowiedziałam w takim samym stylu. - Co jest powodem twojej wizyty?
- Biała.
- Nazywa się Aleksandria. - warknęłam.
- Wy ją tak nazwaliście. - wzruszyła ramionami. - Mniejsza o imię. Lote jej potrzebuje.
- Do czego?
- W tej małej drzemie więcej mocy, niż się spodziewasz. Masz jutro stawić się na Polanie Wstającego Słońca, w Lesie Jesiennym. Przyprowadź tą waszą... mhym... Aleksandrię. Nie zapomnij.
Odwróciła się i odeszła. Ja zrobiłam to samo. Nawet nie spojrzałam na przyglądającego mi się badawczo Roloxa. Wiedziałam, że się martwi, ale ja byłam okropnie zła. Co oni wszyscy sobie myślą?! Pomiatają naszą małą watahą. " I przyprowadź tą waszą... Aleksandrię. Nie zapomnij." Nigdy nie oddam im Aleksandrii! Co z tego, że on jej potrzebuje?! Że "Biała" ma silną magię?! To również wilk! I ja ją ochronię. Nie zaprowadzę jej na Polanę Wstającego Słońca. Nigdy.