Od Roal - Czyjaś obecność cz. 1
Bycie przywódcą watahy (nawet jeśli składa się ona z trzech członków) to trudne zadanie. Mój dzień zapowiadał się zwyczajnie - nudno. Najpierw obchód najbliższej okolicy - "pole namiotowe", strumyk. Potem coraz większe kręgi. Gdy doszłam do Jesiennego lasu coś mnie zaniepokoiło. Ktoś tu był. Czułam to. Wolnym krokiem podeszłam do tego miejsca. Dał się słyszeć odgłos głośnej ucieczki. Uciekł. - pomyślałam - Nie stanowy zagrożeni -Roooaaal! - Miko wołał co tchu - Ej, zobacz jakie dziwne ryby płyną naszym strumieniem! Mogą być groźne... eh! - wywrócił się. -Nie tak prędko - parsknęłam śmiechem - Już idę.Gdy dotarliśmy do potoku zobaczyłam... -Łososie. Są smaczne i tłuste. Płyną tam by... - zaczęłam wykład - ... zrobić coś ważnego. Jak wiemy łososie mieszkają, yyy... W górach! Tak, w górach. Nasz potok płynie z gór więc... -Poczekaj, nie nadążam z notatkami z lekcji. - powiedział Miko pół żartobliwie pół z wyrzutem. -Dobrze, więc... - Już cieszyłam się na kolejne pouczenie. -Są to łososie. - przerwał mi Chese - To smacznego! - powiedział i zniknął w swoim malutkim namiociku. -Smacznego zabrałam się za polowanie - Mokre, oj, zimne! - weszłam do wody - Miko, jesteś płomieniem, nie wchodź. Spokojnie, potem ty mi coś upolujesz. - powiedziałam, ponieważ już zaczął protestować - To dla twojego dobra. A ja da dobre zapomniałam o tajemniczym gościu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz