Od Roal - Agnes cz.1
Obudziłam się z uczuciem błogości. To była moja pierwsza od kilku dni noc w ciele wilka i było nieporównywalnie lepiej niż w niewygodnym i kanciastym ciele dziewczynki.
- Witam, witam. - usłyszałam ciepły głos Quecec'a. - Jak minęła ci noc?
- Niezwykle... spokojnie - wyznałam. Po raz pierwszy od kilku dni nie męczyły mnie koszmary związane z Lotem i WWSD. - Ouebec, gdzie Cheseuś?
- Ostatnio wszystkich dziwnie zdrabniasz. - stwierdził szaman.
- Tutaj, tutaj, tylko błagam, nie nadepnij - usłyszałam zaspany głos oddanego przyjaciela.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z waszego harmonogramu dnia. - powiedział łagodnie Quebec. - Zaczynacie ćwiczenia. Na początku będziesz trenowała sama. Później dołączą do ciebie nowi. - miał zapewne na myśli Daise'a i Julię. - Stworzycie drużynę. Wiedzę, że umiecie ze sobą współpracować. Ale na początku wszystko będziesz musiała dogłębnie przemyśleć. Udasz się dzisiaj na cały dzień do Fioletowego Lasu i pozostaniesz tam do jutrzejszego ranka. Wtedy wyślę po ciebie Ninkę.
***
W nozdrza uderzył mnie ostry i wyraźny zapach bzu i lawendy. Te rośliny rosły w Fioletowym lesie najczęściej. Widziałam też wrzosy, chabry i drzewa o przygaszonych, zielonych liściach. Nazywałam ten las Lasem Lawendowym i ta nazwa bardzo przypadła Daise'owi do gustu.
Do lasu wyruszyłam zaraz po tym, jak Quebec oznajmił Daise'owi i Julii ich plan na dzisiaj. Oni również mają myśleć, ale wspólnie. Im razem rozmyśla się lepiej, podczas gdy ja jestem samotnikiem. No, może do czasu... Teraz brakuje mi żartów z Daisem i poważnych rozmów również. Szybko skarciłam się za te myśli. Mam dumać o tajemniczej magii, a nie o przystojnych wilkach. Bo Daise jest przystojny... Dość! Mam myśleć o magii! - tak trwało to w nieskończoność...
***
Bura wilczyca stała na skraju lasu. Wciągnęła ze świstem powietrze. Zrobiła jeden niepewny krok. Potem następny. I jeszcze jeden. Powoli weszła pomiędzy drzewa. Zaczęła iść pewniej, w końcu ruszyła truchtem. Powęszyła trochę, dla upewnienia się w kierunku. Zgrabnie przeskoczyła krzaczek, ominęła drzewo. Powoli wchodziła w dolinę...
***
"A to się późno zrobiło..." - pomyślałam. - "Ciekawe jak Da..." - szybko powstrzymałam myśli. No bo co mnie może teraz obchodzić co Daise powiedziałby na ten krajobraz.
Nagle w krzakach błysnęło coś żółtego. Jakby dwoje oczu. Szybko obróciłam się w tamtym kierunku.
"Chyba mi się zdawało." - pomyślałam.
Powoli zaczynało się ściemniać. Znowu zobaczyłam żółte oczy. Ruszyłam za nimi powoli. Mogłam przysiąc, że zobaczyłam puszystą kitę. Mrugnęłam i zobaczyłam, że oczy uniosły się wyżej, i dalej pną się w górę.
- Czym jesteś? - zapytałam drżącym z lekka głosem.
- Jestem Zmiennokształtną. Imię moje Agnes, Dziecię Gwiazd.
- Na imię mi Roal. Przewodniczę Watasze Północnego Księżyca.
- Chodź za mną, Turkusowy Wilku. Mam dla ciebie wiadomości o Locie, przywódcy Wędrownej Watahy Starożytnego Drzewa.
***
"Ciekawe" - pomyślała bura wilczyca. - "Ta zmiennokształtna kreatura wie jak mogę dotrzeć do Lota. Ciekawe..."
Bezszelestnie wsunęła się w mrok i ruszyła za Agnes i Roal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz