poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Julii - Magia

    Tak więc nasz dzień się zaczął. Ja i Daise poszliśmy za Mikim, ognistym wilkiem, do lasu. Mieliśmy myśleć, by 'wzbudzić w sobie magię'. Nie do końca rozumiałam co to jest owa 'magia'. Nasz przewodnik nie odzywał się do nas. Może do mnie trochę, parę słów, ale na Daise'a nawet nie spojrzał. Nie rozumiałam co kryje się za tym dziwnym zachowaniem. Możliwe, że chodziło o kłótnię, tę tuż po tym jak Di wpadł ze strumienia do WPK. Wiem, że wyrażam się nieskładnie, ale ostatnio byłam narażona na tyle wrażeń, że nie wszystko poukładało mi się w głowie.
    Dotarliśmy do lasu. Podejrzewam, że z przeciwnej strony niż Ra, to jest Roal. Rozstaliśmy się z Mikim i zostałam sama z Daisem.
    - O czym myślisz? - spytałam cicho.
    - O niczym. - odpowiedział szybko po czym zamilkł. Nie lubiłam tego jego specjalnego milczenia. Oznaczało ono: "nie wtrącaj się do spraw istot starszych. Lepiej idź pobaw się w piaskownicy.
    - Di, mogę ci pomóc, jeśli coś cię trapi.
    - Wiem. - uśmiechnął się do mnie smutno. - Ale nie tym razem. Widzisz, mam zawiłe problemy. - nagle rozchmurzył się. - Mamy myśleć o magii. Czy wiesz co to może być?
    - Daise! Masz spory problem! Nie chcę myśleć o 'magii'! Chcę ci pomóc. - poczułam jak coś we mnie się żarzy. Mój mały kuzynek Di ma problem. Muszę, moim obowiązkiem jest zrobić co w mojej mocy by zaczął patrzeć na świat weselej.
    - Julio.
    - Nie chcę myśleć o magii!
    - Julio!
    - Pomogę ci w twoim zmartwieniu!
    - Ju! - w jego głosie pobrzmiewała desperacja. - Dobrze, pomożesz mi. Ale pamiętaj - tu spojrzał na mnie poważnie. - Że dopiero tu trafiliśmy. Nie możemy zawieść tych wilków. Nie możemy zawieść... Roal.
    - A, więc o to chodzi. - zaczęłam rozumieć. - Boisz się ją zrazić do siebie. - zobaczyłam, że moje słowa trafiły w sedno. Jednocześnie w środku mnie coś zaczynało się gotować. Było tak, jakby we mnie mieścił się garnek, kipiący garnek, reagujący na moje emocje. - Di, ona też ciebie lubi. Nie bój się! To twoja najbardziej oddana przyjaciółka.
    - Wcale nie 'najbardziej'! - speszył się Daise. Byłam pewna, że pod futrem cały się zarumienił.
    - Tak, tak! - garnek we mnie kipiał. Przypomniałam sobie koleżanki Daise'a ze szkoły. Przesadą będzie, jeżeli powiem, że omijały go szerokim łukiem, ale coś w tym guście.
    - OK, teraz magia. - próbował odwrócić temat.
    - Moja już just jest, jestem tego pewna.
    - Tak jakby...
    - Chodź, Di. Jest już późno. Musisz być wyspany na 'trening'. - mój mały kuzynek... zawsze o niego dbam.
    Poszliśmy pod drzewo. Od razu spostrzegłam kupkę liści. Położyłam się obok Daise'a kładąc głowę na jego karku. Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz