niedziela, 10 kwietnia 2016

 Polana Wschodzącego Słońca leżała dość daleko od terenu Watahy Północnego Księżyca. Wyruszyłam rano, nie biorąc nic ze sobą. Ze mną ruszyła Agnes. Szłyśmy przez Las Jesienny. Po pewnym czasie znajome tereny zaczęły znikać nam z oczu. Przeszłyśmy przez jakiś strumyk, szłyśmy dolinka między wzgórzami. Drzew było coraz mniej i robiły się coraz młodsze. Zbliżałyśmy się do celu.
  Ale w jaki sposób bezbłędnie kierowałyśmy się do celu? Było to naprawdę proste w naszym przypadku. Agnes miała niesamowity zmysł orientacji. Podałam jej miejsce, gdzie miałyśmy się udać, a ona mnie prowadziła.
  Wreszcie doszłyśmy na miejsce. Polana była otoczona liściastymi drzewami, zarówno młodymi jak i wiekowymi. Trawa w słońcu zabarwiła się na złoto. W powietrzu unosiły się drobinki kurzu i latały drobne owady. Słońce tańczyło na tym wszystkim i tworzyło rodzaj niesamowitej łuny.
  W dodatku polana była zupełnie pusta.
  Czekałyśmy dobre dziesięć minut. W końcu stwierdziłam, że Lote nie przyjdzie.
 - Chodźmy, Agnes - powiedziałam. Odwróciłam się. Stałam nos w nos z czarnym wilkiem. Odskoczyłam, cała zjeżona.
  Głupia! Głupia! krzyczałam w myślach. Dałam się tak beznadziejnie podejść. Głupia! Nie mam szans.  Wilk nie wykonał żadnego ruchu. Patrzył się na mnie i na pewno w duchu zaśmiewał się do łez.
 - No, moja piękna Roal, straciłaś czujność - powiedział.
 - Przyszłam, tak jak chciałeś, Lote - odparłam, ciągle zła na siebie.  - Aleksandria nie chciała się z tobą widzieć.
 - Dobrze, ale ty tu jesteś. Muszę ci wyjaśnić kilka spraw - przybrał poważny ton. - Ty i twoja wataha ciągle wchodzicie nam w drogę. Nie potrzebuję Aleksandrii do niecnych celów. Ona jest najpotężniejszym Strażnikiem Pełni. Tak duża wataha jak moja, przemieszczająca się ciągle przyciąga mnóstwo przeniesień. Jak zapewne wiesz do mojej watahy należy wielu Strażników. Jednym z nich jest Mischelle. Ale oni sami nie dają rady. Aleksandria jest tak potężna, że z jej pomocą można by  nawet zatrzymać przeniesienia.
  Rzeczywiście musi mieć z tym problem.  - Ta-ak - grałam na czas, a tak naprawdę intensywnie myślałam. W końcu coś postanowiłam.
  - Jeżeli Aleksandria będzie chciała, to pozwolę ci się z nią spotkać. Oczywiście na moim terenie. Chodź ze mną. - ruszyłam. Lote otrząsnął się ze zdziwienia i podążył za mną.
  Prowadziła nas Agnes.
***
  Po bliższym poznaniu Lote okazał się całkiem ciekawą osobą. Nie przypominał okrutnego przywódcy, którego rolę mu przypisywałam. W końcu znudził się ciszą i zaczął ze mną normalnie rozmawiać. Mówiliśmy tak na prawdę o niczym. Był bezpośredni i miał poczucie humoru. Umiał słuchać. Nigdy nie spodziewałam się, że obdarzę alphę Wędrownej Watahy Starożytnego Drzewa jakimś cieplejszym uczuciem, ale chyba zaczynałam go lubić.
***
  Doszliśmy do wejścia do jaskini. Rolox nie spodziewał się zobaczyć ze mną nikogo, więc podbiegł do mnie wołając: Nie zjadł cię? I wtedy zobaczył naszego gościa. Zaniemówił. Skinął mi głową i wycofał się do środka.
  - Poczekaj tu - powiedziałam do Lota.
 Weszłam do jaskini i odszukałam Aleksandrię.
 - Lote chce się z tobą widzieć.
 Skinęła tylko głową. Wyszłyśmy.
 Aleksandria po raz pierwszy stanęła z Lotem twarzą w twarz.

niedziela, 28 lutego 2016

Od Roal - Sprawa Lote'a cz. 1

    ~ Rolox, dokładniejsze wiadomości! - krzyknęłam w myślach.

    ~ To bura wilczyca, jest sama, ale bardzo pewna siebie.  I chyba wiem dlaczego - na szyi ma zawieszony żołądź, znak Wędrownej Watahy Starożytnego Drzewa.

    ~ Atakuje?

    ~ Nie. Domaga się spotkania z tobą. I z białą.

    Białą? Dopiero po chwili zrozumiałam, że musiało chodzić o Aleksandrię. Oni jej nigdy nie dostaną! Nie dopuszczę do tego!

    - Moi drodzy. Posłaniec Lote'a chce się ze mną widzieć. Muszę iść. - powiedziałam.

    - Idę z tobą! - krzyknął Daise.

    - Nie.

    - Ale... jesteśmy drużyną... prawda?

    - Muszę iść sama. - spojrzałam na "białą". - Aleksandrio, pod żadnym pozorem nie wychodź  z jaskini.

    Wyszłam na korytarz. Przy wyjściu zastałam Roloxa mierzącego wzrokiem burą wilczycę. Jej zapach wydał mi się znajomy.

   - Witaj, jestem Mischelle. - powiedziała. - Przysyła mnie tu przywódca Wędrownej Watahy Starożytnego Drzewa, Lote.

   - Ja jestem Alphą Watahy Północnego Księżyca, Roal. - odpowiedziałam w takim samym stylu. - Co jest powodem twojej wizyty?

   - Biała.

   - Nazywa się Aleksandria. - warknęłam.

   - Wy ją tak nazwaliście. - wzruszyła ramionami. - Mniejsza o imię. Lote jej potrzebuje.

   - Do czego?

   - W tej małej drzemie więcej mocy, niż się spodziewasz. Masz jutro stawić się na Polanie Wstającego Słońca, w Lesie Jesiennym. Przyprowadź tą waszą... mhym... Aleksandrię. Nie zapomnij.

   Odwróciła się i odeszła. Ja zrobiłam to samo. Nawet nie spojrzałam na przyglądającego mi się badawczo Roloxa. Wiedziałam, że się martwi, ale ja byłam okropnie zła. Co oni wszyscy sobie myślą?! Pomiatają naszą małą watahą. " I przyprowadź tą waszą... Aleksandrię. Nie zapomnij." Nigdy nie oddam im Aleksandrii! Co z tego, że on jej potrzebuje?! Że "Biała" ma silną magię?! To również wilk! I ja ją ochronię. Nie zaprowadzę jej na Polanę Wstającego Słońca. Nigdy.

sobota, 23 stycznia 2016

Od Roal - Aleksandria

    - Jak to "szuka ciebie"? - zapytałam. Mała wilczyca wydawała się zupełnie niewinna i bezbronna. Nikt i nic nie mógł chcieć zrobić jej krzywdę.

    - Nie jestem tym, czym ci się wydaje, że jestem. - powiedziała. Mówiła w zawiły, trudny czasami do zrozumienia sposób.

    - Jak się nazywasz? - chciałam przybliżyć sobie bardziej jej tajemniczą postać.

    Wilczyca zawahała się. Wyraźnie nie wiedziała, co odpowiedzieć.

    - Nie musisz się nas bać. - podparł ją na duchu Daise.

    - Nie... Ja tylko... Nie mam imienia.

     Zapadła cisza. Tego nikt z nas się nie spodziewał. Nagle głos zabrała Agnes. Mówiła cicho, ale spokojnie.

    - Skąd pochodzisz?

    - Przyszłam tu z Aleksandrii, miasta w Egipcie. - wilczyca też wyraźnie się uspokoiła.

    - Dlaczego tu przyszłaś?

    -...Jestem strażnikiem pełni. Podwójna Pełnia oddziałuje na mnie wyjątkowo silnie. Wszystkie magiczne zdarzenia, których powodem była pełnia, przyciągają mnie. Tu pojawiły się aż trzy osoby. Jednak nie wiem, które to. Wszyscy pasujecie do tego świata.

    Milczeliśmy. Dobrze wiedziałam, o kogo chodzi. Popatrzyłam ma Daise'a i Julię. Tymczasem odezwał się Quebec.

    - Imiona nadają nam siłę. Teraz twoje imię to Aleksandria. Stamtąd przybyłaś i to jest twoje miejsce. A co do trzech osób, byli to Roal, Dawid i Julia.

    - Dlaczego jej to mówisz? - syknął Miko. - Nic o niej nie wiemy.

    No tak. Ale ja nie czułam się zagrożona. Od małej biła dziwna aura. Niczego niepokojącego jednak się w niej nie czuło. Była trochę jak Agnes.

    Nagle na granicy myśli poczułam Roloxa. Próbował skontaktować się ze mną telepatycznie.

    ~ Przepraszam, że przeszkadzam, ale chyba mamy gościa.

czwartek, 21 stycznia 2016

Od Roal - Przybysz

   W drodze Agnes wytłumaczyła mi, że Lote już od dawna interesował się tą okolicą. Wysyłał wilki, by sprawdzali teren. Jeden z nich odkrył Hortum Rosarum Mortuis. Tam Lote postanowił osiąść. Jego stado, Wędrowna Wataha Starożytnego Drzewa, zatrzymała się tam. Rozłożyli się po całej okolicy. Zaczynają zapuszczać się nawet na Ścieżkę Wspomnień. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie sądziłam, żebyśmy to my mieli być powodem. Nie, na pewno nie my. Jesteśmy tylko małą watahą, nic nie znaczymy w Wielkich Puszczach na północy. A to właśnie stamtąd Lote przychodził.

    Agnes mówiła, że Lote najpewniej czegoś szuka. Musiało to być coś znaczącego, inaczej nie ingerowałby w to samodzielnie. Miał przecież tyle poddanych. Nurtowały mnie też moje sny ze Świata Ludzi. Daise i Lote wyglądali tak samo i mieli podobne głosy. O co w tym chodziło?

    Dotarłyśmy do doliny. U wejścia do jaskini swoją służbę pełnił Rolox. Weszłyśmy. Basior obrzucił Agnes podejrzliwym spojrzeniem. Była teraz kotem. Jednak ja byłam alfą i wartownik uszanował moją decyzję wprowadzenia do jaskini obcego. Szłyśmy dalej korytarzem. Usłyszałam kroki, jednak Agnes w ogóle nie wydawała się spięta. Na powitanie wybiegła nam Ninka.

    - Ra! Wróciłaś! - zawołała, jak zawsze życzliwa i pełna entuzjazmu. - Kto to jest? - spytała, patrząc na Agnes.

    - To Zmiennokształtna Agnes, Dziecię Gwiazd. Tak mi się przedstawiła.

    - Dłuuugie imię. - Di wyszedł zza pleców Ninki i trącił mnie nosem. - Są nowe wieści?

    - Taaak...

    - Musisz wiedzieć, że my też mamy wieści. - wpadła mi w słowo Ninka. - Ale JAKIE wieści! A nawet wieścinosza!

    - Cii! - uciął Daise. - Nie teraz. Nie tutaj.

    Ruszyliśmy do Komory Głównej. Tam już czekali Miko, Julia i Quebec.

    - Lote czegoś szuka. Nie wiemy czego. Agnes może nam wiele powiedzieć. - zaczęłam od razu.

    - A my wiemy czego szuka. - oznajmił Miko. - To znaczy, jesteśmy przekonani, że szuka właśnie tego.

    - Co to jest?! - krzyknęła Agnes. Tego się nie spodziewałam. - Trzeba to jak najszybciej ukryć. On wysyła najlepsze wilki. Obawiam się, że niedługo znajdzie Mischelle. Co to jest?!

    - I z tym ukryciem będzie problem. To nie jest COŚ. To jest KTOŚ.

    - Jak to? -zapytałam. - Kogo on szuka?

    -...Obawiam się, że mnie... - szepnęła zupełnie biała wilczyca, wychodząc z cienia. Zapadła dziwna cisza.