Dopiero kiedy zobaczyłam nakryty stół, poczułam, jaka byłam głodna. Wgryzłam się w kanapkę, kiedy Ju robiła rozeznanie naszej wiedzy.
- Musimy wszystko przemyśleć... - zaczęła. - Po pierwsze: jesteśmy wilkami. Wszyscy troje. Pochodzimy ze świata Roal, ale nie wiadomi jakim sposobem znaleźliśmy się tutaj bez wspomnień o tamtym życiu. Po drugie...
- Możemy się dowiedzieć, jak się tu znaleźliśmy. - przerwał jej Daise.
- Po drugie... - znowu spróbowała Julia. - Roal ma moc tylko wtedy, gdy jest Podwójna Pełnia. Po trzecie...
- Myślę, że mam moc w każdą pełnię Gladrinala, czyli co tydzień. - wtrąciłam. Skończyłam kanapkę i rozglądałam się za kolejną ofiarą. - Będziecie to jeść? - wskazałam na jeszcze jednego szynkowca. Gdy Daise potrząsną głową ostrożnie wzięłam kanapkę.
- Po trzecie... - Ju była zdesperowana by przekazać to, co chciała.
- Po trzecie mamy tydzień. - nieoczekiwanie powiedział Di.
- Właśnie! - zgodziłam się. - Pełnia była wczoraj, następna będzie piątego dnia, nie licząc dzisiejszego. Musicie się nauczyć tego i owego o naszym świecie.
- Mamy szczęście. Dziś sobota. - Ju zauważyła rzecz oczywistą. - Nie musimy iść do szkoły. - oświeciła nas. - Będzie problem z innymi dniami tygodnia.
- I z lekcjami. - zawtórował jej Di. - Ty oczywiście zostajesz w domu. Dam ci jakieś książki, kartki i ołówki. Nie będziesz się nudziła. Jak będziesz miała ochotę, możesz wyjść do ogrodu. Drzwi zaraz za łazienką. - dopowiedział widząc moje pytające spojrzenie.
- Mamy przed sobą cały weekend. Może pójdziemy na spacer do parku... - rozmarzyła się Julia. Ku mojemu zdziwieniu Daise kiwnął głową.
- To dobry pomysł. Nacieszmy się naszym miastem i normalnym życiem przed skokiem w nieznane. - zabrzmiało to bardzo poetycko. Ale trafił w sedno sprawy. - Wiecie, ja nie wiem jak wygląda podróż przez portal. Nie mam pojęcia gdzie trafimy...
Już niedługo miałam się przekonać gdzie.
***
Trzy dni minęły szybko. Rano czwartego dnia rano Daise obudził mnie, mówiąc, że już pora wstawać, a ja spokojnie leżę sobie na podłodze. Jednego dnia spałam w łóżku i nigdy nie zapomnę tego przykrego przeżycia. Cały czas coś się pode mną zapadało.
Umyłam się pobieżnie i ruszyłam na śniadanie. Ja jadłam kanapki z szynką (to stało się już tradycją) a kuzynostwo po parówce z keczupem i chlebem. Przy śniadaniu toczyła się narada. Postanowiliśmy wyruszyć już rano, by nie marnować czasu.
- Porozmawiaj z Quebecem. - poradziła Ju. - On na pewno ma jakieś rady w zanadrzu. A nam rady na pewno się przydadzą.
Zajrzałam w głąb umysłu. Ukazał mi się ciemny tunel. Ja stałam na początku, koniec niknął w mroku. Zawołałam : "Quebec!". Echo powtórzyło moje słowa i poniosło je w dal. Nagle z drugiego końca nadszedł czarownik.
~Już pełnia. ~ odezwał się.
~ Tak. ~ powiedziałam. ~ Potrzebujemy rady.
~ Gdy dojdziecie go Itharielu zobaczycie strumień. Wejdź do strumienia i zrób z nim 20 szczenięcych skoków. Obróć się cztery razy jak liść chłostany wiatrem i wypowiedz imię watahy. Zrób 10 szczenięcych skoków przeciwko niemu i znów obróć się cztery razy.
~ Co to jest Ithariel?
~ Przedsionek Światów.
~ Przedsionek Światów?
~ Las Między Światami...
Jego głos zaczął zanikać, aż echo zupełnie ucichło. Znów byłam w kuchni przy stole. Di i Ju wpatrywali się we mnie pytającymi spojrzeniami.
- I co? - nie wytrzymała w końcu Julia. - Co powiedział?
- Zdaje mi się, że to okaże się na miejscu. - powiedziałam ponuro. - Złapcie mnie za ręce, otwieramy portal.
Stanęliśmy w kole. Daise był po mojej lewej stronie, Julia po prawej. Zaczęłam mówić śpiewnie:
Gladrinala pełnia nastała,
W odległe miwjsce wilki zabrała.
Do domu wrócim, do watahy,
Chociaż z ciemności łypią strachy.
Światło w tunelu, latarnia w mroku,
Dziś polecimy chen, do obłoków.
Na Ithariela zielone łąki,
Doleć ty, prośbo do mej patronki...
Zapadliśmy się w mrok wciąż trzymając za ręce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz