niedziela, 10 kwietnia 2016

 Polana Wschodzącego Słońca leżała dość daleko od terenu Watahy Północnego Księżyca. Wyruszyłam rano, nie biorąc nic ze sobą. Ze mną ruszyła Agnes. Szłyśmy przez Las Jesienny. Po pewnym czasie znajome tereny zaczęły znikać nam z oczu. Przeszłyśmy przez jakiś strumyk, szłyśmy dolinka między wzgórzami. Drzew było coraz mniej i robiły się coraz młodsze. Zbliżałyśmy się do celu.
  Ale w jaki sposób bezbłędnie kierowałyśmy się do celu? Było to naprawdę proste w naszym przypadku. Agnes miała niesamowity zmysł orientacji. Podałam jej miejsce, gdzie miałyśmy się udać, a ona mnie prowadziła.
  Wreszcie doszłyśmy na miejsce. Polana była otoczona liściastymi drzewami, zarówno młodymi jak i wiekowymi. Trawa w słońcu zabarwiła się na złoto. W powietrzu unosiły się drobinki kurzu i latały drobne owady. Słońce tańczyło na tym wszystkim i tworzyło rodzaj niesamowitej łuny.
  W dodatku polana była zupełnie pusta.
  Czekałyśmy dobre dziesięć minut. W końcu stwierdziłam, że Lote nie przyjdzie.
 - Chodźmy, Agnes - powiedziałam. Odwróciłam się. Stałam nos w nos z czarnym wilkiem. Odskoczyłam, cała zjeżona.
  Głupia! Głupia! krzyczałam w myślach. Dałam się tak beznadziejnie podejść. Głupia! Nie mam szans.  Wilk nie wykonał żadnego ruchu. Patrzył się na mnie i na pewno w duchu zaśmiewał się do łez.
 - No, moja piękna Roal, straciłaś czujność - powiedział.
 - Przyszłam, tak jak chciałeś, Lote - odparłam, ciągle zła na siebie.  - Aleksandria nie chciała się z tobą widzieć.
 - Dobrze, ale ty tu jesteś. Muszę ci wyjaśnić kilka spraw - przybrał poważny ton. - Ty i twoja wataha ciągle wchodzicie nam w drogę. Nie potrzebuję Aleksandrii do niecnych celów. Ona jest najpotężniejszym Strażnikiem Pełni. Tak duża wataha jak moja, przemieszczająca się ciągle przyciąga mnóstwo przeniesień. Jak zapewne wiesz do mojej watahy należy wielu Strażników. Jednym z nich jest Mischelle. Ale oni sami nie dają rady. Aleksandria jest tak potężna, że z jej pomocą można by  nawet zatrzymać przeniesienia.
  Rzeczywiście musi mieć z tym problem.  - Ta-ak - grałam na czas, a tak naprawdę intensywnie myślałam. W końcu coś postanowiłam.
  - Jeżeli Aleksandria będzie chciała, to pozwolę ci się z nią spotkać. Oczywiście na moim terenie. Chodź ze mną. - ruszyłam. Lote otrząsnął się ze zdziwienia i podążył za mną.
  Prowadziła nas Agnes.
***
  Po bliższym poznaniu Lote okazał się całkiem ciekawą osobą. Nie przypominał okrutnego przywódcy, którego rolę mu przypisywałam. W końcu znudził się ciszą i zaczął ze mną normalnie rozmawiać. Mówiliśmy tak na prawdę o niczym. Był bezpośredni i miał poczucie humoru. Umiał słuchać. Nigdy nie spodziewałam się, że obdarzę alphę Wędrownej Watahy Starożytnego Drzewa jakimś cieplejszym uczuciem, ale chyba zaczynałam go lubić.
***
  Doszliśmy do wejścia do jaskini. Rolox nie spodziewał się zobaczyć ze mną nikogo, więc podbiegł do mnie wołając: Nie zjadł cię? I wtedy zobaczył naszego gościa. Zaniemówił. Skinął mi głową i wycofał się do środka.
  - Poczekaj tu - powiedziałam do Lota.
 Weszłam do jaskini i odszukałam Aleksandrię.
 - Lote chce się z tobą widzieć.
 Skinęła tylko głową. Wyszłyśmy.
 Aleksandria po raz pierwszy stanęła z Lotem twarzą w twarz.

niedziela, 28 lutego 2016

Od Roal - Sprawa Lote'a cz. 1

    ~ Rolox, dokładniejsze wiadomości! - krzyknęłam w myślach.

    ~ To bura wilczyca, jest sama, ale bardzo pewna siebie.  I chyba wiem dlaczego - na szyi ma zawieszony żołądź, znak Wędrownej Watahy Starożytnego Drzewa.

    ~ Atakuje?

    ~ Nie. Domaga się spotkania z tobą. I z białą.

    Białą? Dopiero po chwili zrozumiałam, że musiało chodzić o Aleksandrię. Oni jej nigdy nie dostaną! Nie dopuszczę do tego!

    - Moi drodzy. Posłaniec Lote'a chce się ze mną widzieć. Muszę iść. - powiedziałam.

    - Idę z tobą! - krzyknął Daise.

    - Nie.

    - Ale... jesteśmy drużyną... prawda?

    - Muszę iść sama. - spojrzałam na "białą". - Aleksandrio, pod żadnym pozorem nie wychodź  z jaskini.

    Wyszłam na korytarz. Przy wyjściu zastałam Roloxa mierzącego wzrokiem burą wilczycę. Jej zapach wydał mi się znajomy.

   - Witaj, jestem Mischelle. - powiedziała. - Przysyła mnie tu przywódca Wędrownej Watahy Starożytnego Drzewa, Lote.

   - Ja jestem Alphą Watahy Północnego Księżyca, Roal. - odpowiedziałam w takim samym stylu. - Co jest powodem twojej wizyty?

   - Biała.

   - Nazywa się Aleksandria. - warknęłam.

   - Wy ją tak nazwaliście. - wzruszyła ramionami. - Mniejsza o imię. Lote jej potrzebuje.

   - Do czego?

   - W tej małej drzemie więcej mocy, niż się spodziewasz. Masz jutro stawić się na Polanie Wstającego Słońca, w Lesie Jesiennym. Przyprowadź tą waszą... mhym... Aleksandrię. Nie zapomnij.

   Odwróciła się i odeszła. Ja zrobiłam to samo. Nawet nie spojrzałam na przyglądającego mi się badawczo Roloxa. Wiedziałam, że się martwi, ale ja byłam okropnie zła. Co oni wszyscy sobie myślą?! Pomiatają naszą małą watahą. " I przyprowadź tą waszą... Aleksandrię. Nie zapomnij." Nigdy nie oddam im Aleksandrii! Co z tego, że on jej potrzebuje?! Że "Biała" ma silną magię?! To również wilk! I ja ją ochronię. Nie zaprowadzę jej na Polanę Wstającego Słońca. Nigdy.

sobota, 23 stycznia 2016

Od Roal - Aleksandria

    - Jak to "szuka ciebie"? - zapytałam. Mała wilczyca wydawała się zupełnie niewinna i bezbronna. Nikt i nic nie mógł chcieć zrobić jej krzywdę.

    - Nie jestem tym, czym ci się wydaje, że jestem. - powiedziała. Mówiła w zawiły, trudny czasami do zrozumienia sposób.

    - Jak się nazywasz? - chciałam przybliżyć sobie bardziej jej tajemniczą postać.

    Wilczyca zawahała się. Wyraźnie nie wiedziała, co odpowiedzieć.

    - Nie musisz się nas bać. - podparł ją na duchu Daise.

    - Nie... Ja tylko... Nie mam imienia.

     Zapadła cisza. Tego nikt z nas się nie spodziewał. Nagle głos zabrała Agnes. Mówiła cicho, ale spokojnie.

    - Skąd pochodzisz?

    - Przyszłam tu z Aleksandrii, miasta w Egipcie. - wilczyca też wyraźnie się uspokoiła.

    - Dlaczego tu przyszłaś?

    -...Jestem strażnikiem pełni. Podwójna Pełnia oddziałuje na mnie wyjątkowo silnie. Wszystkie magiczne zdarzenia, których powodem była pełnia, przyciągają mnie. Tu pojawiły się aż trzy osoby. Jednak nie wiem, które to. Wszyscy pasujecie do tego świata.

    Milczeliśmy. Dobrze wiedziałam, o kogo chodzi. Popatrzyłam ma Daise'a i Julię. Tymczasem odezwał się Quebec.

    - Imiona nadają nam siłę. Teraz twoje imię to Aleksandria. Stamtąd przybyłaś i to jest twoje miejsce. A co do trzech osób, byli to Roal, Dawid i Julia.

    - Dlaczego jej to mówisz? - syknął Miko. - Nic o niej nie wiemy.

    No tak. Ale ja nie czułam się zagrożona. Od małej biła dziwna aura. Niczego niepokojącego jednak się w niej nie czuło. Była trochę jak Agnes.

    Nagle na granicy myśli poczułam Roloxa. Próbował skontaktować się ze mną telepatycznie.

    ~ Przepraszam, że przeszkadzam, ale chyba mamy gościa.

czwartek, 21 stycznia 2016

Od Roal - Przybysz

   W drodze Agnes wytłumaczyła mi, że Lote już od dawna interesował się tą okolicą. Wysyłał wilki, by sprawdzali teren. Jeden z nich odkrył Hortum Rosarum Mortuis. Tam Lote postanowił osiąść. Jego stado, Wędrowna Wataha Starożytnego Drzewa, zatrzymała się tam. Rozłożyli się po całej okolicy. Zaczynają zapuszczać się nawet na Ścieżkę Wspomnień. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie sądziłam, żebyśmy to my mieli być powodem. Nie, na pewno nie my. Jesteśmy tylko małą watahą, nic nie znaczymy w Wielkich Puszczach na północy. A to właśnie stamtąd Lote przychodził.

    Agnes mówiła, że Lote najpewniej czegoś szuka. Musiało to być coś znaczącego, inaczej nie ingerowałby w to samodzielnie. Miał przecież tyle poddanych. Nurtowały mnie też moje sny ze Świata Ludzi. Daise i Lote wyglądali tak samo i mieli podobne głosy. O co w tym chodziło?

    Dotarłyśmy do doliny. U wejścia do jaskini swoją służbę pełnił Rolox. Weszłyśmy. Basior obrzucił Agnes podejrzliwym spojrzeniem. Była teraz kotem. Jednak ja byłam alfą i wartownik uszanował moją decyzję wprowadzenia do jaskini obcego. Szłyśmy dalej korytarzem. Usłyszałam kroki, jednak Agnes w ogóle nie wydawała się spięta. Na powitanie wybiegła nam Ninka.

    - Ra! Wróciłaś! - zawołała, jak zawsze życzliwa i pełna entuzjazmu. - Kto to jest? - spytała, patrząc na Agnes.

    - To Zmiennokształtna Agnes, Dziecię Gwiazd. Tak mi się przedstawiła.

    - Dłuuugie imię. - Di wyszedł zza pleców Ninki i trącił mnie nosem. - Są nowe wieści?

    - Taaak...

    - Musisz wiedzieć, że my też mamy wieści. - wpadła mi w słowo Ninka. - Ale JAKIE wieści! A nawet wieścinosza!

    - Cii! - uciął Daise. - Nie teraz. Nie tutaj.

    Ruszyliśmy do Komory Głównej. Tam już czekali Miko, Julia i Quebec.

    - Lote czegoś szuka. Nie wiemy czego. Agnes może nam wiele powiedzieć. - zaczęłam od razu.

    - A my wiemy czego szuka. - oznajmił Miko. - To znaczy, jesteśmy przekonani, że szuka właśnie tego.

    - Co to jest?! - krzyknęła Agnes. Tego się nie spodziewałam. - Trzeba to jak najszybciej ukryć. On wysyła najlepsze wilki. Obawiam się, że niedługo znajdzie Mischelle. Co to jest?!

    - I z tym ukryciem będzie problem. To nie jest COŚ. To jest KTOŚ.

    - Jak to? -zapytałam. - Kogo on szuka?

    -...Obawiam się, że mnie... - szepnęła zupełnie biała wilczyca, wychodząc z cienia. Zapadła dziwna cisza.

czwartek, 24 grudnia 2015

Święta, święta! (epizod specjalny)

  UWAGA! EPIZODY SPECJALNE NIE MAJĄ WPŁYWU NA GŁÓWNĄ AKCJĘ.

      Roal wyszła z jaskini. Od razu utonęła w białym puchu. Cheesecake siedzący na jej plecach ostrożnie zsunął się na ziemię. Daise stanął obok wilczycy.
   -Pierwszy raz widzisz śnieg? - zapytał.
   - Nie, to mój trzeci raz. Ale nigdy nie było go aż tyle. - zachwycona opuściła głowę i powąchała puch.
    - Tak, rzeczywiście go sporo. - zawsze racjonalna Julia spoglądała ponad łopatką Di. Popchnęła lekko kuzyna, po czym wybiegła na dwór.
    - Robię zwiad w lesie Jesiennym! - krzyknęła.
    - Ja biorę las Fioletowy. - szybko zaklepał swoje miejsce Daise.
    - Zostaje... Ścieżka Wspomnień... dla mnie. - westchnęła Roal. - Chodź, 
Cheesecake!

***

    Śnieg pokrywał całą ścieżkę. Roal z trudem przedzierała się przez wąska przestrzeń między drzewami. Westchnęła, kiedy kolejna śniegowa czapa spadła z gałęzi na  jej grzbiet. To był jej pierwszy zimowy patrol na Ścieżce Wspomnień. Zawsze bała się tego miejsca. Był tajemnicze i miało złą sławę. Duchy zmarłych - to może być coś przyjemnego, jeśli znało się swoją rodzinę. Roal już jako szczenię uciekła do swojej starej watahy i trafiła pod opiekę stada Chees'a. Nie znała swojej matki ani rodzeństwa. Jej ojciec był wilkiem turkusu, dumnym i niedostępnym przywódcą Watahy Rzeźbionego Kamienia.
    - Ra! Ra! - usłyszała cichy głosik.
    - Cheese! Spadłeś? - przerażona rozglądała się za przyjacielem.
    - Nie, Roal. Tu są ślady.
    Wilczycy wystarczył jedno spojrzenie na tropy. Aż za dobrze znała istoty zostawiające je. Ale przecież...
     - Nie, to nie możliwe... Nie możliwe! - krzyknęła. Przecież... To nie była podwójna pełnia. To był Dzień Zimy. Jak więc dostał się tu ON...?

***

   - I jak tam, Di? - Julia przeciągała się spokojnie. Daise był zajęty podrzucaniem śniegu na nosie.
   - Ra długo nie wraca.
   - Tylko to cię martwi? - Ju uśmiechnęła się w iście wilczy sposób.
   - O czym rozmawiacie? - do kuzynostwa przysiedli się Miko, Ninka i Rolox. Za nimi stał milczący Quebec z Korkiem i Krką.
    Usiedli razem, pierwszy raz nie kłócąc się o błahe sprawy.
    Nagle zauważyli, szybko się zbliżający kształt od strony Ścieżki Wspomnień.
    - To Roal. Wraca. - krzyknęła Ninka. - Tu, Ra! Tutaj jesteśmy!
    - Co tam u ciebie? - Rolox spojrzał na przybyłą wilczycę.
    - Teraz nie czas. Czy zna ktoś z was jakiegoś Strażnika Pełni?
    Roal stanęła, ciężko dysząc. Zignorowała pytające spojrzenia.  Wiedziała, że to nie powinno było się zdarzyć. A jednak się zdarzyło.
    - Ja kiedyś się o tym uczyłem. - powiedział spokojnie Quebec. - Co się stało?
    - Tu jest człowiek... - powoli powiedziała Roal. - I idzie w naszą stronę.
    Nagle do gromadki podeszła powoli Agnes. Czarna kocica trzymała w pyszczku kartkę. Było na niej napisane kilka akapitów:

" Las Jesienny, 24/29 grudnia 332r.
Drogie Wilki!
Po raz pierwszy piszę do Was. Jestem tu jednak od dawien dawna. Jestem starszy niż Wy, wiele starszy. 
Nigdy mnie nie spotkaliście, ja znam Was jednak bardzo dobrze.

    Najwięcej o mnie słyszeli Dawid i Julia. Spotkała się z moim tematem też Roal, której to imienia na polski nie potrafię przedłożyć. Jednak dla innych z Was będę nowym tematem.

   Powinniśmy więc spotkać się osobiście. Zaczekam na Was na Ścieżce Wspomnień.

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia,
PN"

    - PN? - spytała Ninka. - Kim on jest? - popatrzyła twardo na Daise'a.
    - Dawid... - uśmiechnęła się Julia. - Jak dawno nie słyszałam tego imienia. Przestałam cię tak nazywać, gdy skończyłam pięć lat. Od tego czasu byłeś Daisem. - spojrzała na kuzyna.
    - Taa... właśnie tak było.
    - Więc kim jest PN? - nie dała spokoju Ninka.
    - PN jest sobą. PN się nie zmienia. PN to ja. - powiedział głos.
    I nagle Roal poczuła się bardzo dziwnie. Chciało jej się wyć do księżyca, czy raczej śpiewać. Skakać, a może tańczyć. Bo wiedziała już kim jest PN. I bardzo dobrze go znała. Dziwiła się tylko jego pseudonimom.
    - Dlaczego akurat Papa Noel, a nie Mikołąj? - zapytała.
    - Za łatwo byście zgadli. - odpowiedział głos. I teraz nie była już wilkiem. Była człowiekiem. Siedziała pomiędzy ludźmi. A z nimi był Papa Noel, czyli Mikołaj.
    - "Cicha noc, Święta noc..." - zaśpiewali wszyscy, z wielkiej radości.







niedziela, 18 października 2015

Lupus est.

    "Hortum rosarum mortuis" - przeczytała wilczyca. Patrzyła w górę ma masywny łuk markurowej bramy. Metalowe, ciężkie, zdobione wrota były szeroko rozwarte na zewnątrz. Dalej, w prawą i w lewą stronę daleko ciągnął się, niegdyś biały, teraz szary, brudny, marmurowy mur. Całą budowle pokrywały suche gałęzie kolczastych kwiatów. Wilczyca ledwo domyśliła się, częściowo z nazwy ogrody, że były to róże.
    Zrobiła krok naprzód. Doleciał ja lekki zapach. Nie umiała go dokładnie określić. Był suchy, można powiedzieć, stary. Pachniało trochę jak w opuszczonej chacie ludzkiej, do której kiedyś się zapuściła. Podobny zapach czuła również, gdy kiedyś zajrzała do starej księgi, długo prowadzonej przez mężczyzn ludzi, mieszkających w wielkim, ceglanym budynku noszących długie, brązowe szaty z kapturami. Kiedyś wilczyca miała sporo do czynienia z rodzajem ludzkim. Ale to było dawno, tak dawno, że młoda wilczyca nie umiała ogarnąć pamięcią i wyobraźnią całego tego okresu.
    Weszła głębiej w ogród. Kluczyła między wyschniętymi klombami, porośniętymi wyschniętymi kwiatami. Róże były wszędzie. Pięły się po rzeźbach, Wyrastały z fontann, oplatały drzewa, również suche. Ścieżki Były wysypane żwirem. Drobne kamyczki straciły niegdysiejszy połysk, matowe i bezkształtne wysypywały się z wyznaczonych im dróg. Wszędzie stały na marmurowych postumentach posągi. Byli ludzie, mężczyźni i kobiety, w długich, niezbyt zdobionych, często niekompletnych szatach. Czasami postacie były zupełnie nagie, tylko na głowie miały hełm, w ręku miecz lub tarczę.
    Wzrok wilczycy przyciągnął jeden posąg. Stał on w środku ogrodu. Na wielkim postumencie stał posąg, jakiego się tu nie spodziewała. Przedstawiał on wilka. Zwierze dumnie stało, kierując spojrzenie w dal. Miało najeżoną sierść i tak uniesiony ogon, że tworzył on kąt prosty z wysuniętą do przody tylna łapą. Całość robiła wielkie wrażenie, wilk wyglądał władczo i groźnie.
    Wilczyca spojrzała niżej. Na marmurowym bloku widniał napis:


"Lupus sculpantur in silice,
Lupus stans solus,
Lupus spectat,
Lupus vivit,
Lupus est"

    "To musi być napis w starym, ludzkim języku" - pomyślała. Przeniosła wzrok na wilka. Na początku nie dostrzegła różnicy. Później jaj wzrok padł na pierś zwierzęcia. W miejscu, gdzie znajdowałoby się serce pulsowało światło. Na początku wolno, wreszcie w rytm jej własnego serca.
    - Lupus est... - powiedziała, choć nie bardzo wiedziała, co to znaczy.
    Nagle przez ogród przeleciała fala światła. Wilczyca zamknęła oczy.
    - Moja droga, Michelle. - usłyszała nagle znajomy głos. - A więc jednak, znalazłaś mnie.
    - Tak, choć było to trudne. - otworzyła oczy akurat w tym momencie, by zobaczyć jak wilk zeskakuje z marmurowego postumentu. Ogród zupełnie się zmienił. Marmur odzyskał dawny blask. Pokruszone pomniki znów były całe. I, co najdziwniejsze, róże znów były żywe. Piękne, różowe, czerwone, białe, żółte, niesamowite. Wilczyca mogłaby przysiąc, że napis nad bramą zmienił się z "
Hortum rosarum mortuis" na "Hortum rosarum comantem".

    - Nie zapomniałaś. Imponujące. - powiedział wilk.
    - Tak, pamiętam nawet to, Lote, że obiecałeś mi przysługę.
    - Coś za coś. - uśmiechnął się przywódca WWSD. - Ty też coś dla mnie zrobisz. I pamiętaj: ja zawsze dotrzymuję słowa...

sobota, 15 sierpnia 2015

Do Lota

    Bura wilczyca podążała za Roal i Agnes. Dziecię Gwiazd, jako czarna sowa o wielkich, żółtych oczach, leciało przodem. Sowa mówiła: "...dolinę. Gdy zobaczysz stary dąb rusz na wschód od niego. Napotkasz następny. Wciąż kieruj się na wschód. Przy trzecim dębie skręć na pół..." Głos umilkł powoli. Wilczyca skarciła się w duchu i ruszyła szybciej. Znów doleciał ją głos sowy: "...żać. Lote jest przebiegły. Ma wielką watahę. Na pewno wystawi straże. Nie możesz dać się złapać. I oczywiście nie rób zwiadów teraz! Musisz się wyszkolić w magii i kamuflażu. I weź ze sobą drużynę przy..."
    "Tyle mi wystarczy" - pomyślała wilczyca. - "Dolina...dolina... Od niedawna tu jestem, nie zdążyłam dobrze poznać tych stron. Musi chodzić o Dolinę Dwunastu Brzóz!"
    Pobiegła w kierunku DDB. Widziała tam dąb, ale nie posiadała wskazówek. Wskazówek, które doprowadzą ją dokładnie do Lota. "Jestem pewna, że nie wybierze miejsca oczywistego. To będzie miejsce, gdzie kiedyś działała magia. Miejsce..." -myślała wilczyca.
    Zeszła w dolinę. Jej oczom ukazała się pierwsza brzoza - Lidiarh, strażniczka. Wilczyca pokłoniła się jej. Dalej zobaczyła jej trzy siostry: Mitien, Nutiel i Ritrah. Prząśniczki. Na ich gałęziach pająki niestrudzenie tkają sieci. Dalej cztery śpiewaczki - Lilitra, Mourini, Cabrioly i Demeria. Podobno przy lekkim wietrzyku ich liście grają piękne melodie. Poszła dalej. Weszła na kobierzec trawy tak zielonej, jakiej jeszcze nigdy nie widziała. Była pewna, że tą dolinę pierwszy raz ogląda ktoś tak prosty i nie królewski jak ona. Teraz ukłoniła się na dłuższą chwilę. Już wiedziała, co teraz zobaczy. Dowodząca strażniczkami Uliah stała na środku. Trzy jej poddane - Erien, Widda i Zioru - okrążały potężny pień sędziwego dębu. Sam Arrien mieszkał w tej dolinie. Wilczyca przystanęła na chwilę, onieśmielona wielkością i majestatem drzewa.
    - Witaj, Królu Dębów. - powiedziała cicho. - Gdzie mieszka twój drugi brat. Powiedziano mi, że wskażesz mi drogę do niego.
    Nagle gałęzie sędziwego drzewa poruszyły się, choć nie było nawet lekkiego powiewu powietrza. Wskazywały jasny kierunek.  Wilczyca ruszyła. Wyszła z Doliny Dwunastu Brzóz i wspięła się na wzgórze. Na jego czubku dostrzegła dąb równie stary, co poprzedni. Zapytała go tymi słowami, co poprzednie drzewo. Ono również wskazało kierunek.
    Wilczyca zeszła ze wzgórza i, kierując się wskazówkami dębu, weszła w młody, dębowy lasek.
    - Dębowy las, tego mi było trzeba. - mruknęła. - Jak ja znajdę jeden "specjalny" dąb w mnóstwie zwyczajnych? To dosłownie jak szukanie igły w stogu siana!
    Ale wcale nie okazało się to tak trudnym zadaniem. Cały lasek składał się z młodziutkich drzewek. Jeden, jedyny stary dąb stał na skraju lasu. Opleciony był martwą, kolczastą gałęzią róży.
    Wilczyca pokłoniła się.
    - Korrinlu, stoisz tu, sam jeden. Jak Pluton pilnuje wejścia do Hadesu, tak i ty strzeżesz wejścia d własnej krainy śmierci. Pozwól mi wejść i wyjść z niej spokojnie.
    Dąb nieznacznie poruszył gałęziami i jakby skinął a wilczycę, na znak zgody. Wilczyca przeszła i uniosła głowę. Za dębem wznosił się, niegdyś biały, teraz zmatowiały i brudny, kamienny łuk.
    - Ogród Umarłych Róż... - powiedziała wilczyca w zamyśleniu i przekroczyła próg krainy śmierci.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Julii - Magia

    Tak więc nasz dzień się zaczął. Ja i Daise poszliśmy za Mikim, ognistym wilkiem, do lasu. Mieliśmy myśleć, by 'wzbudzić w sobie magię'. Nie do końca rozumiałam co to jest owa 'magia'. Nasz przewodnik nie odzywał się do nas. Może do mnie trochę, parę słów, ale na Daise'a nawet nie spojrzał. Nie rozumiałam co kryje się za tym dziwnym zachowaniem. Możliwe, że chodziło o kłótnię, tę tuż po tym jak Di wpadł ze strumienia do WPK. Wiem, że wyrażam się nieskładnie, ale ostatnio byłam narażona na tyle wrażeń, że nie wszystko poukładało mi się w głowie.
    Dotarliśmy do lasu. Podejrzewam, że z przeciwnej strony niż Ra, to jest Roal. Rozstaliśmy się z Mikim i zostałam sama z Daisem.
    - O czym myślisz? - spytałam cicho.
    - O niczym. - odpowiedział szybko po czym zamilkł. Nie lubiłam tego jego specjalnego milczenia. Oznaczało ono: "nie wtrącaj się do spraw istot starszych. Lepiej idź pobaw się w piaskownicy.
    - Di, mogę ci pomóc, jeśli coś cię trapi.
    - Wiem. - uśmiechnął się do mnie smutno. - Ale nie tym razem. Widzisz, mam zawiłe problemy. - nagle rozchmurzył się. - Mamy myśleć o magii. Czy wiesz co to może być?
    - Daise! Masz spory problem! Nie chcę myśleć o 'magii'! Chcę ci pomóc. - poczułam jak coś we mnie się żarzy. Mój mały kuzynek Di ma problem. Muszę, moim obowiązkiem jest zrobić co w mojej mocy by zaczął patrzeć na świat weselej.
    - Julio.
    - Nie chcę myśleć o magii!
    - Julio!
    - Pomogę ci w twoim zmartwieniu!
    - Ju! - w jego głosie pobrzmiewała desperacja. - Dobrze, pomożesz mi. Ale pamiętaj - tu spojrzał na mnie poważnie. - Że dopiero tu trafiliśmy. Nie możemy zawieść tych wilków. Nie możemy zawieść... Roal.
    - A, więc o to chodzi. - zaczęłam rozumieć. - Boisz się ją zrazić do siebie. - zobaczyłam, że moje słowa trafiły w sedno. Jednocześnie w środku mnie coś zaczynało się gotować. Było tak, jakby we mnie mieścił się garnek, kipiący garnek, reagujący na moje emocje. - Di, ona też ciebie lubi. Nie bój się! To twoja najbardziej oddana przyjaciółka.
    - Wcale nie 'najbardziej'! - speszył się Daise. Byłam pewna, że pod futrem cały się zarumienił.
    - Tak, tak! - garnek we mnie kipiał. Przypomniałam sobie koleżanki Daise'a ze szkoły. Przesadą będzie, jeżeli powiem, że omijały go szerokim łukiem, ale coś w tym guście.
    - OK, teraz magia. - próbował odwrócić temat.
    - Moja już just jest, jestem tego pewna.
    - Tak jakby...
    - Chodź, Di. Jest już późno. Musisz być wyspany na 'trening'. - mój mały kuzynek... zawsze o niego dbam.
    Poszliśmy pod drzewo. Od razu spostrzegłam kupkę liści. Położyłam się obok Daise'a kładąc głowę na jego karku. Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam.

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Roal - Agnes cz.1

   Obudziłam się z uczuciem błogości. To była moja pierwsza od kilku dni noc w ciele wilka i było nieporównywalnie lepiej niż w niewygodnym i kanciastym ciele dziewczynki.
    - Witam, witam. - usłyszałam ciepły głos Quecec'a. - Jak minęła ci noc?
    - Niezwykle... spokojnie - wyznałam. Po raz pierwszy od kilku dni nie męczyły mnie koszmary związane z Lotem i WWSD. - Ouebec, gdzie Cheseuś?
    - Ostatnio wszystkich dziwnie zdrabniasz. - stwierdził szaman.
    - Tutaj, tutaj, tylko błagam, nie nadepnij - usłyszałam zaspany głos oddanego przyjaciela.
    - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z waszego harmonogramu dnia. - powiedział łagodnie Quebec. - Zaczynacie ćwiczenia. Na początku będziesz trenowała sama. Później dołączą do ciebie nowi. - miał zapewne na myśli Daise'a i Julię. - Stworzycie drużynę. Wiedzę, że umiecie ze sobą współpracować. Ale na początku wszystko będziesz musiała dogłębnie przemyśleć. Udasz się dzisiaj na cały dzień do Fioletowego Lasu i pozostaniesz tam do jutrzejszego ranka. Wtedy wyślę po ciebie Ninkę.


***


    W nozdrza uderzył mnie ostry i wyraźny zapach bzu i lawendy. Te rośliny rosły w Fioletowym lesie najczęściej. Widziałam też wrzosy, chabry i drzewa o przygaszonych, zielonych liściach. Nazywałam ten las Lasem Lawendowym i ta nazwa bardzo przypadła Daise'owi do gustu.
    Do lasu wyruszyłam zaraz po tym, jak Quebec oznajmił Daise'owi i Julii ich plan na dzisiaj. Oni również mają myśleć, ale wspólnie. Im razem rozmyśla się lepiej, podczas gdy ja jestem samotnikiem. No, może do czasu... Teraz brakuje mi żartów z Daisem i poważnych rozmów również. Szybko skarciłam się za te myśli. Mam dumać o tajemniczej magii, a nie o przystojnych wilkach. Bo Daise jest przystojny... Dość! Mam myśleć o magii! - tak trwało to w nieskończoność...


***


   Bura wilczyca stała na skraju lasu. Wciągnęła ze świstem powietrze. Zrobiła jeden niepewny krok. Potem następny. I jeszcze jeden. Powoli weszła pomiędzy drzewa. Zaczęła iść pewniej, w końcu ruszyła truchtem. Powęszyła trochę, dla upewnienia się w kierunku. Zgrabnie przeskoczyła krzaczek, ominęła drzewo. Powoli wchodziła w dolinę...


***


    "A to się późno zrobiło..." - pomyślałam. - "Ciekawe jak Da..." - szybko powstrzymałam myśli. No bo co mnie może teraz obchodzić co Daise powiedziałby na ten krajobraz.
   Nagle w krzakach błysnęło coś żółtego. Jakby dwoje oczu. Szybko obróciłam się w tamtym kierunku.
    "Chyba mi się zdawało." - pomyślałam.
    Powoli zaczynało się ściemniać. Znowu zobaczyłam żółte oczy. Ruszyłam za nimi powoli. Mogłam przysiąc, że zobaczyłam puszystą kitę. Mrugnęłam i zobaczyłam, że oczy uniosły się wyżej, i dalej pną się w górę.
    - Czym jesteś? - zapytałam drżącym z lekka głosem.
    - Jestem Zmiennokształtną. Imię moje Agnes, Dziecię Gwiazd.
    - Na imię mi Roal. Przewodniczę Watasze Północnego Księżyca.
    - Chodź za mną, Turkusowy Wilku. Mam dla ciebie wiadomości o Locie, przywódcy Wędrownej Watahy Starożytnego Drzewa.


***


    "Ciekawe" - pomyślała bura wilczyca. - "Ta zmiennokształtna kreatura wie jak mogę dotrzeć do Lota. Ciekawe..."    

Bezszelestnie wsunęła się w mrok i ruszyła za Agnes i Roal.

piątek, 29 maja 2015

1000 wejść!

Mam już tysiąc wejść na watasze. Wszystkim, którzy się do tego przyczynili serdecznie dziękuję! Oby tak dalej. Od teraz piszę sama, ale zapraszam do czytania.

Majutex