czwartek, 24 grudnia 2015

Święta, święta! (epizod specjalny)

  UWAGA! EPIZODY SPECJALNE NIE MAJĄ WPŁYWU NA GŁÓWNĄ AKCJĘ.

      Roal wyszła z jaskini. Od razu utonęła w białym puchu. Cheesecake siedzący na jej plecach ostrożnie zsunął się na ziemię. Daise stanął obok wilczycy.
   -Pierwszy raz widzisz śnieg? - zapytał.
   - Nie, to mój trzeci raz. Ale nigdy nie było go aż tyle. - zachwycona opuściła głowę i powąchała puch.
    - Tak, rzeczywiście go sporo. - zawsze racjonalna Julia spoglądała ponad łopatką Di. Popchnęła lekko kuzyna, po czym wybiegła na dwór.
    - Robię zwiad w lesie Jesiennym! - krzyknęła.
    - Ja biorę las Fioletowy. - szybko zaklepał swoje miejsce Daise.
    - Zostaje... Ścieżka Wspomnień... dla mnie. - westchnęła Roal. - Chodź, 
Cheesecake!

***

    Śnieg pokrywał całą ścieżkę. Roal z trudem przedzierała się przez wąska przestrzeń między drzewami. Westchnęła, kiedy kolejna śniegowa czapa spadła z gałęzi na  jej grzbiet. To był jej pierwszy zimowy patrol na Ścieżce Wspomnień. Zawsze bała się tego miejsca. Był tajemnicze i miało złą sławę. Duchy zmarłych - to może być coś przyjemnego, jeśli znało się swoją rodzinę. Roal już jako szczenię uciekła do swojej starej watahy i trafiła pod opiekę stada Chees'a. Nie znała swojej matki ani rodzeństwa. Jej ojciec był wilkiem turkusu, dumnym i niedostępnym przywódcą Watahy Rzeźbionego Kamienia.
    - Ra! Ra! - usłyszała cichy głosik.
    - Cheese! Spadłeś? - przerażona rozglądała się za przyjacielem.
    - Nie, Roal. Tu są ślady.
    Wilczycy wystarczył jedno spojrzenie na tropy. Aż za dobrze znała istoty zostawiające je. Ale przecież...
     - Nie, to nie możliwe... Nie możliwe! - krzyknęła. Przecież... To nie była podwójna pełnia. To był Dzień Zimy. Jak więc dostał się tu ON...?

***

   - I jak tam, Di? - Julia przeciągała się spokojnie. Daise był zajęty podrzucaniem śniegu na nosie.
   - Ra długo nie wraca.
   - Tylko to cię martwi? - Ju uśmiechnęła się w iście wilczy sposób.
   - O czym rozmawiacie? - do kuzynostwa przysiedli się Miko, Ninka i Rolox. Za nimi stał milczący Quebec z Korkiem i Krką.
    Usiedli razem, pierwszy raz nie kłócąc się o błahe sprawy.
    Nagle zauważyli, szybko się zbliżający kształt od strony Ścieżki Wspomnień.
    - To Roal. Wraca. - krzyknęła Ninka. - Tu, Ra! Tutaj jesteśmy!
    - Co tam u ciebie? - Rolox spojrzał na przybyłą wilczycę.
    - Teraz nie czas. Czy zna ktoś z was jakiegoś Strażnika Pełni?
    Roal stanęła, ciężko dysząc. Zignorowała pytające spojrzenia.  Wiedziała, że to nie powinno było się zdarzyć. A jednak się zdarzyło.
    - Ja kiedyś się o tym uczyłem. - powiedział spokojnie Quebec. - Co się stało?
    - Tu jest człowiek... - powoli powiedziała Roal. - I idzie w naszą stronę.
    Nagle do gromadki podeszła powoli Agnes. Czarna kocica trzymała w pyszczku kartkę. Było na niej napisane kilka akapitów:

" Las Jesienny, 24/29 grudnia 332r.
Drogie Wilki!
Po raz pierwszy piszę do Was. Jestem tu jednak od dawien dawna. Jestem starszy niż Wy, wiele starszy. 
Nigdy mnie nie spotkaliście, ja znam Was jednak bardzo dobrze.

    Najwięcej o mnie słyszeli Dawid i Julia. Spotkała się z moim tematem też Roal, której to imienia na polski nie potrafię przedłożyć. Jednak dla innych z Was będę nowym tematem.

   Powinniśmy więc spotkać się osobiście. Zaczekam na Was na Ścieżce Wspomnień.

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia,
PN"

    - PN? - spytała Ninka. - Kim on jest? - popatrzyła twardo na Daise'a.
    - Dawid... - uśmiechnęła się Julia. - Jak dawno nie słyszałam tego imienia. Przestałam cię tak nazywać, gdy skończyłam pięć lat. Od tego czasu byłeś Daisem. - spojrzała na kuzyna.
    - Taa... właśnie tak było.
    - Więc kim jest PN? - nie dała spokoju Ninka.
    - PN jest sobą. PN się nie zmienia. PN to ja. - powiedział głos.
    I nagle Roal poczuła się bardzo dziwnie. Chciało jej się wyć do księżyca, czy raczej śpiewać. Skakać, a może tańczyć. Bo wiedziała już kim jest PN. I bardzo dobrze go znała. Dziwiła się tylko jego pseudonimom.
    - Dlaczego akurat Papa Noel, a nie Mikołąj? - zapytała.
    - Za łatwo byście zgadli. - odpowiedział głos. I teraz nie była już wilkiem. Była człowiekiem. Siedziała pomiędzy ludźmi. A z nimi był Papa Noel, czyli Mikołaj.
    - "Cicha noc, Święta noc..." - zaśpiewali wszyscy, z wielkiej radości.







niedziela, 18 października 2015

Lupus est.

    "Hortum rosarum mortuis" - przeczytała wilczyca. Patrzyła w górę ma masywny łuk markurowej bramy. Metalowe, ciężkie, zdobione wrota były szeroko rozwarte na zewnątrz. Dalej, w prawą i w lewą stronę daleko ciągnął się, niegdyś biały, teraz szary, brudny, marmurowy mur. Całą budowle pokrywały suche gałęzie kolczastych kwiatów. Wilczyca ledwo domyśliła się, częściowo z nazwy ogrody, że były to róże.
    Zrobiła krok naprzód. Doleciał ja lekki zapach. Nie umiała go dokładnie określić. Był suchy, można powiedzieć, stary. Pachniało trochę jak w opuszczonej chacie ludzkiej, do której kiedyś się zapuściła. Podobny zapach czuła również, gdy kiedyś zajrzała do starej księgi, długo prowadzonej przez mężczyzn ludzi, mieszkających w wielkim, ceglanym budynku noszących długie, brązowe szaty z kapturami. Kiedyś wilczyca miała sporo do czynienia z rodzajem ludzkim. Ale to było dawno, tak dawno, że młoda wilczyca nie umiała ogarnąć pamięcią i wyobraźnią całego tego okresu.
    Weszła głębiej w ogród. Kluczyła między wyschniętymi klombami, porośniętymi wyschniętymi kwiatami. Róże były wszędzie. Pięły się po rzeźbach, Wyrastały z fontann, oplatały drzewa, również suche. Ścieżki Były wysypane żwirem. Drobne kamyczki straciły niegdysiejszy połysk, matowe i bezkształtne wysypywały się z wyznaczonych im dróg. Wszędzie stały na marmurowych postumentach posągi. Byli ludzie, mężczyźni i kobiety, w długich, niezbyt zdobionych, często niekompletnych szatach. Czasami postacie były zupełnie nagie, tylko na głowie miały hełm, w ręku miecz lub tarczę.
    Wzrok wilczycy przyciągnął jeden posąg. Stał on w środku ogrodu. Na wielkim postumencie stał posąg, jakiego się tu nie spodziewała. Przedstawiał on wilka. Zwierze dumnie stało, kierując spojrzenie w dal. Miało najeżoną sierść i tak uniesiony ogon, że tworzył on kąt prosty z wysuniętą do przody tylna łapą. Całość robiła wielkie wrażenie, wilk wyglądał władczo i groźnie.
    Wilczyca spojrzała niżej. Na marmurowym bloku widniał napis:


"Lupus sculpantur in silice,
Lupus stans solus,
Lupus spectat,
Lupus vivit,
Lupus est"

    "To musi być napis w starym, ludzkim języku" - pomyślała. Przeniosła wzrok na wilka. Na początku nie dostrzegła różnicy. Później jaj wzrok padł na pierś zwierzęcia. W miejscu, gdzie znajdowałoby się serce pulsowało światło. Na początku wolno, wreszcie w rytm jej własnego serca.
    - Lupus est... - powiedziała, choć nie bardzo wiedziała, co to znaczy.
    Nagle przez ogród przeleciała fala światła. Wilczyca zamknęła oczy.
    - Moja droga, Michelle. - usłyszała nagle znajomy głos. - A więc jednak, znalazłaś mnie.
    - Tak, choć było to trudne. - otworzyła oczy akurat w tym momencie, by zobaczyć jak wilk zeskakuje z marmurowego postumentu. Ogród zupełnie się zmienił. Marmur odzyskał dawny blask. Pokruszone pomniki znów były całe. I, co najdziwniejsze, róże znów były żywe. Piękne, różowe, czerwone, białe, żółte, niesamowite. Wilczyca mogłaby przysiąc, że napis nad bramą zmienił się z "
Hortum rosarum mortuis" na "Hortum rosarum comantem".

    - Nie zapomniałaś. Imponujące. - powiedział wilk.
    - Tak, pamiętam nawet to, Lote, że obiecałeś mi przysługę.
    - Coś za coś. - uśmiechnął się przywódca WWSD. - Ty też coś dla mnie zrobisz. I pamiętaj: ja zawsze dotrzymuję słowa...

sobota, 15 sierpnia 2015

Do Lota

    Bura wilczyca podążała za Roal i Agnes. Dziecię Gwiazd, jako czarna sowa o wielkich, żółtych oczach, leciało przodem. Sowa mówiła: "...dolinę. Gdy zobaczysz stary dąb rusz na wschód od niego. Napotkasz następny. Wciąż kieruj się na wschód. Przy trzecim dębie skręć na pół..." Głos umilkł powoli. Wilczyca skarciła się w duchu i ruszyła szybciej. Znów doleciał ją głos sowy: "...żać. Lote jest przebiegły. Ma wielką watahę. Na pewno wystawi straże. Nie możesz dać się złapać. I oczywiście nie rób zwiadów teraz! Musisz się wyszkolić w magii i kamuflażu. I weź ze sobą drużynę przy..."
    "Tyle mi wystarczy" - pomyślała wilczyca. - "Dolina...dolina... Od niedawna tu jestem, nie zdążyłam dobrze poznać tych stron. Musi chodzić o Dolinę Dwunastu Brzóz!"
    Pobiegła w kierunku DDB. Widziała tam dąb, ale nie posiadała wskazówek. Wskazówek, które doprowadzą ją dokładnie do Lota. "Jestem pewna, że nie wybierze miejsca oczywistego. To będzie miejsce, gdzie kiedyś działała magia. Miejsce..." -myślała wilczyca.
    Zeszła w dolinę. Jej oczom ukazała się pierwsza brzoza - Lidiarh, strażniczka. Wilczyca pokłoniła się jej. Dalej zobaczyła jej trzy siostry: Mitien, Nutiel i Ritrah. Prząśniczki. Na ich gałęziach pająki niestrudzenie tkają sieci. Dalej cztery śpiewaczki - Lilitra, Mourini, Cabrioly i Demeria. Podobno przy lekkim wietrzyku ich liście grają piękne melodie. Poszła dalej. Weszła na kobierzec trawy tak zielonej, jakiej jeszcze nigdy nie widziała. Była pewna, że tą dolinę pierwszy raz ogląda ktoś tak prosty i nie królewski jak ona. Teraz ukłoniła się na dłuższą chwilę. Już wiedziała, co teraz zobaczy. Dowodząca strażniczkami Uliah stała na środku. Trzy jej poddane - Erien, Widda i Zioru - okrążały potężny pień sędziwego dębu. Sam Arrien mieszkał w tej dolinie. Wilczyca przystanęła na chwilę, onieśmielona wielkością i majestatem drzewa.
    - Witaj, Królu Dębów. - powiedziała cicho. - Gdzie mieszka twój drugi brat. Powiedziano mi, że wskażesz mi drogę do niego.
    Nagle gałęzie sędziwego drzewa poruszyły się, choć nie było nawet lekkiego powiewu powietrza. Wskazywały jasny kierunek.  Wilczyca ruszyła. Wyszła z Doliny Dwunastu Brzóz i wspięła się na wzgórze. Na jego czubku dostrzegła dąb równie stary, co poprzedni. Zapytała go tymi słowami, co poprzednie drzewo. Ono również wskazało kierunek.
    Wilczyca zeszła ze wzgórza i, kierując się wskazówkami dębu, weszła w młody, dębowy lasek.
    - Dębowy las, tego mi było trzeba. - mruknęła. - Jak ja znajdę jeden "specjalny" dąb w mnóstwie zwyczajnych? To dosłownie jak szukanie igły w stogu siana!
    Ale wcale nie okazało się to tak trudnym zadaniem. Cały lasek składał się z młodziutkich drzewek. Jeden, jedyny stary dąb stał na skraju lasu. Opleciony był martwą, kolczastą gałęzią róży.
    Wilczyca pokłoniła się.
    - Korrinlu, stoisz tu, sam jeden. Jak Pluton pilnuje wejścia do Hadesu, tak i ty strzeżesz wejścia d własnej krainy śmierci. Pozwól mi wejść i wyjść z niej spokojnie.
    Dąb nieznacznie poruszył gałęziami i jakby skinął a wilczycę, na znak zgody. Wilczyca przeszła i uniosła głowę. Za dębem wznosił się, niegdyś biały, teraz zmatowiały i brudny, kamienny łuk.
    - Ogród Umarłych Róż... - powiedziała wilczyca w zamyśleniu i przekroczyła próg krainy śmierci.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Julii - Magia

    Tak więc nasz dzień się zaczął. Ja i Daise poszliśmy za Mikim, ognistym wilkiem, do lasu. Mieliśmy myśleć, by 'wzbudzić w sobie magię'. Nie do końca rozumiałam co to jest owa 'magia'. Nasz przewodnik nie odzywał się do nas. Może do mnie trochę, parę słów, ale na Daise'a nawet nie spojrzał. Nie rozumiałam co kryje się za tym dziwnym zachowaniem. Możliwe, że chodziło o kłótnię, tę tuż po tym jak Di wpadł ze strumienia do WPK. Wiem, że wyrażam się nieskładnie, ale ostatnio byłam narażona na tyle wrażeń, że nie wszystko poukładało mi się w głowie.
    Dotarliśmy do lasu. Podejrzewam, że z przeciwnej strony niż Ra, to jest Roal. Rozstaliśmy się z Mikim i zostałam sama z Daisem.
    - O czym myślisz? - spytałam cicho.
    - O niczym. - odpowiedział szybko po czym zamilkł. Nie lubiłam tego jego specjalnego milczenia. Oznaczało ono: "nie wtrącaj się do spraw istot starszych. Lepiej idź pobaw się w piaskownicy.
    - Di, mogę ci pomóc, jeśli coś cię trapi.
    - Wiem. - uśmiechnął się do mnie smutno. - Ale nie tym razem. Widzisz, mam zawiłe problemy. - nagle rozchmurzył się. - Mamy myśleć o magii. Czy wiesz co to może być?
    - Daise! Masz spory problem! Nie chcę myśleć o 'magii'! Chcę ci pomóc. - poczułam jak coś we mnie się żarzy. Mój mały kuzynek Di ma problem. Muszę, moim obowiązkiem jest zrobić co w mojej mocy by zaczął patrzeć na świat weselej.
    - Julio.
    - Nie chcę myśleć o magii!
    - Julio!
    - Pomogę ci w twoim zmartwieniu!
    - Ju! - w jego głosie pobrzmiewała desperacja. - Dobrze, pomożesz mi. Ale pamiętaj - tu spojrzał na mnie poważnie. - Że dopiero tu trafiliśmy. Nie możemy zawieść tych wilków. Nie możemy zawieść... Roal.
    - A, więc o to chodzi. - zaczęłam rozumieć. - Boisz się ją zrazić do siebie. - zobaczyłam, że moje słowa trafiły w sedno. Jednocześnie w środku mnie coś zaczynało się gotować. Było tak, jakby we mnie mieścił się garnek, kipiący garnek, reagujący na moje emocje. - Di, ona też ciebie lubi. Nie bój się! To twoja najbardziej oddana przyjaciółka.
    - Wcale nie 'najbardziej'! - speszył się Daise. Byłam pewna, że pod futrem cały się zarumienił.
    - Tak, tak! - garnek we mnie kipiał. Przypomniałam sobie koleżanki Daise'a ze szkoły. Przesadą będzie, jeżeli powiem, że omijały go szerokim łukiem, ale coś w tym guście.
    - OK, teraz magia. - próbował odwrócić temat.
    - Moja już just jest, jestem tego pewna.
    - Tak jakby...
    - Chodź, Di. Jest już późno. Musisz być wyspany na 'trening'. - mój mały kuzynek... zawsze o niego dbam.
    Poszliśmy pod drzewo. Od razu spostrzegłam kupkę liści. Położyłam się obok Daise'a kładąc głowę na jego karku. Zamknęłam oczy i od razu zasnęłam.

niedziela, 28 czerwca 2015

Od Roal - Agnes cz.1

   Obudziłam się z uczuciem błogości. To była moja pierwsza od kilku dni noc w ciele wilka i było nieporównywalnie lepiej niż w niewygodnym i kanciastym ciele dziewczynki.
    - Witam, witam. - usłyszałam ciepły głos Quecec'a. - Jak minęła ci noc?
    - Niezwykle... spokojnie - wyznałam. Po raz pierwszy od kilku dni nie męczyły mnie koszmary związane z Lotem i WWSD. - Ouebec, gdzie Cheseuś?
    - Ostatnio wszystkich dziwnie zdrabniasz. - stwierdził szaman.
    - Tutaj, tutaj, tylko błagam, nie nadepnij - usłyszałam zaspany głos oddanego przyjaciela.
    - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z waszego harmonogramu dnia. - powiedział łagodnie Quebec. - Zaczynacie ćwiczenia. Na początku będziesz trenowała sama. Później dołączą do ciebie nowi. - miał zapewne na myśli Daise'a i Julię. - Stworzycie drużynę. Wiedzę, że umiecie ze sobą współpracować. Ale na początku wszystko będziesz musiała dogłębnie przemyśleć. Udasz się dzisiaj na cały dzień do Fioletowego Lasu i pozostaniesz tam do jutrzejszego ranka. Wtedy wyślę po ciebie Ninkę.


***


    W nozdrza uderzył mnie ostry i wyraźny zapach bzu i lawendy. Te rośliny rosły w Fioletowym lesie najczęściej. Widziałam też wrzosy, chabry i drzewa o przygaszonych, zielonych liściach. Nazywałam ten las Lasem Lawendowym i ta nazwa bardzo przypadła Daise'owi do gustu.
    Do lasu wyruszyłam zaraz po tym, jak Quebec oznajmił Daise'owi i Julii ich plan na dzisiaj. Oni również mają myśleć, ale wspólnie. Im razem rozmyśla się lepiej, podczas gdy ja jestem samotnikiem. No, może do czasu... Teraz brakuje mi żartów z Daisem i poważnych rozmów również. Szybko skarciłam się za te myśli. Mam dumać o tajemniczej magii, a nie o przystojnych wilkach. Bo Daise jest przystojny... Dość! Mam myśleć o magii! - tak trwało to w nieskończoność...


***


   Bura wilczyca stała na skraju lasu. Wciągnęła ze świstem powietrze. Zrobiła jeden niepewny krok. Potem następny. I jeszcze jeden. Powoli weszła pomiędzy drzewa. Zaczęła iść pewniej, w końcu ruszyła truchtem. Powęszyła trochę, dla upewnienia się w kierunku. Zgrabnie przeskoczyła krzaczek, ominęła drzewo. Powoli wchodziła w dolinę...


***


    "A to się późno zrobiło..." - pomyślałam. - "Ciekawe jak Da..." - szybko powstrzymałam myśli. No bo co mnie może teraz obchodzić co Daise powiedziałby na ten krajobraz.
   Nagle w krzakach błysnęło coś żółtego. Jakby dwoje oczu. Szybko obróciłam się w tamtym kierunku.
    "Chyba mi się zdawało." - pomyślałam.
    Powoli zaczynało się ściemniać. Znowu zobaczyłam żółte oczy. Ruszyłam za nimi powoli. Mogłam przysiąc, że zobaczyłam puszystą kitę. Mrugnęłam i zobaczyłam, że oczy uniosły się wyżej, i dalej pną się w górę.
    - Czym jesteś? - zapytałam drżącym z lekka głosem.
    - Jestem Zmiennokształtną. Imię moje Agnes, Dziecię Gwiazd.
    - Na imię mi Roal. Przewodniczę Watasze Północnego Księżyca.
    - Chodź za mną, Turkusowy Wilku. Mam dla ciebie wiadomości o Locie, przywódcy Wędrownej Watahy Starożytnego Drzewa.


***


    "Ciekawe" - pomyślała bura wilczyca. - "Ta zmiennokształtna kreatura wie jak mogę dotrzeć do Lota. Ciekawe..."    

Bezszelestnie wsunęła się w mrok i ruszyła za Agnes i Roal.

piątek, 29 maja 2015

1000 wejść!

Mam już tysiąc wejść na watasze. Wszystkim, którzy się do tego przyczynili serdecznie dziękuję! Oby tak dalej. Od teraz piszę sama, ale zapraszam do czytania.

Majutex

czwartek, 21 maja 2015

Zmiany ogólne

Wataha od teraz nie przyjmuje członków. Prowadzę ja Ok rok i wciąż jestem tylko ja i Skradacz. Powyższego serdecznie przepraszam. Wataha od teraz jest wataha jednoosobową. pisze tylko ja. sama wymyślam wilki, o których piszę.
Przez to oczywiście znikają zakładki " wilki do adopcji","formularz nowego wilka" i " regulamin watahy". Mogę pisać jako wszystkie wilki. Dalej będę prowadziła losy watahy najlepiej jak potrafię. Mam nadzieję, że nie zrazicie się przez to do WPK i nadal będziecie czytać.


Wszystkich przepraszam, ale tak będzie najlepiej,
Roal (Majutex)

środa, 13 maja 2015

Od Roal - Sprawy powrotne.

    - Nazywam się Julia. - przedstawiła się Ju. - Nie znam żadnej Julietty, może kogoś panu przypominam?

    - Nie... - Quebec odsunął się, wyraźnie zmieszany.

    -  Ju, to jest właśnie Quebec, nasz czarownik. - poczułam, że moim obowiązkiem jest przedstawić sobie wilki. - To jest Daise. - wskazałam na Di. - Miko, Rolox, Ninka... Chesecake? Gdzie on jest? - dopiero teraz dostrzegłam brak szczura.

    - Tutaj, tutaj! Tak się o ciebie martwiłem! - Chesecake próbował wziąć mnie w objęcia, ale wyglądało to tak, jakby wpadł na moją nogę.

    - Mamy poważne problemy. To nie czas na wylewne powitania. - Quebec odzyskał samokontrolę i wziął sprawy w swoje ręce. - Roal, nowi, Chese i Miko do mojego namiotu. Natychmiast.

    Pobiegliśmy. Po drodze zwróciłam uwagę na to, że wiosna powoli dojrzewała i przeobrażała się we wczesne lato. Kwiaty przekwitały i opadały. Liście miały soczysty, zielony kolor, już nie tak zielony jak na wiosnę. Wpadliśmy do namiotu. Tu również panował porządek. Posłanie było jeszcze wygniecione na kształt sylwetki Quebec'a. Pod ścianą stały pudła i pudełka z kory. Na nich leżały woreczki, szczelnie zamknięte. Jedno jedyne otwarte pudło było pełne gładkich, błękitnoszarych kamieni rzecznych, jakich jeszcze nigdy nie widziałam i jakiegoś szarego pyłu.

    - Nie teraz! - rzucił Quebec, widząc moje spojrzenie. - Starożytne Drzewo Nadchodzi.

    - To samo powiedział ten... Lore, Lord? Lote, tak Lote! - na dźwięk tego imienia Daise i Quebec zadrżeli a Ju cofnęła się o krok.

    - Lote... - wyszeptała. - Ja... Ja go znam.


***


    - Co? - Quebec był przerażony. - Jednak Julietta...

    - Jestem Julia!

    - Nie o to chodzi. Julietta to... - głos mu się załamał. - Nie teraz. Wędrowna Wataha Starożytnego Drzewa, w skrócie WWSD, zamierza nas zaatakować. Ma to związek z nim, - kiwnął głową na Daise'a. - Z nią - na Julię. - I z tobą. I to właśnie mnie niepokoi. A najgorsze, że ty prawie nie znasz swoich mocy...

    - Podszkol mnie. - poprosiłam.

    - Podszkol NAS. - dopełnił Daise. - Musimy coś umieć. I ja zamierzam te umiejętności wykorzystać w walce przeciw WWSD. I wieżę, że bamy radę.

    - Tak, damy, z pewnością! - uśmiechnęłam się po wilczemu do Daise'a.

    - Ja nie przykładam palca do tych... nowych. - Miko wypluł to słowo jak najgorszą obelgę. On był w watasze od początku. - Ale Roal oczywiście mogę szkolić.

    - Ja powiem ci, że będzie wręcz przeciwnie. - zakomenderował Quebec. - Każdy będzie szkolony osobno... Dobrze, czasami w grupie. Ja zajmę się Roal. Ty bierzesz nowych... Bez dyskusji.

wtorek, 12 maja 2015

Od Roal - Dom

    Jak dobrze znowu być w swoim ciele! Tego nic nie zastąpi. Ale nadal czegoś mi brakowało... Wiem! Rzuciłam się na trawę i zaczęłam tarzać. To było to, czego potrzebowałam. Nie tarzałam się porządnie od Podwójnej Pełni. Kawał czasu... W watasze coś takiego byłoby nie do pomyślenia.

    - To jest... - usłyszałam znajomy cienki głos, wzmocniony i zmieniony przez warczenie wilka. - Dziwne. Ale też znajome. Ale ja nigdy nie byłam wilkiem! - poskarżyła się Julia. Jej głos był teraz pełniejszy.

   - Tak, rzeczywiście... - błyskawicznie obróciłam się na dźwięk znienawidzonego głosu. To on prześladował mnie w snach. To nim przemawiał wilk z mojego snu. Wilk, który powalił Daise'a.

  Ale to nie ów wilk stał przede mną. Powiedziałabym raczej, że jego odrobinę zmieniona kopia. Był mniejszy, ale wciąż wyższy ode mnie o dwadzieścia centymetrów. Co dziwne ( a może wcale nie dziwne, to był w końcu on) o tyle właśnie był wyższy ode mnie Daise. Wilk był cały czarny nie licząc turkusowego pasa przez całą długość ciała i czterech plam na dolnej szczęce. Miał długą, można powiedzieć "napuszoną" sierść i wydatny, gruby i długi ogon. Wyglądał jak Daise, ale wyczuwałam w nim napięcie, zdziwienie i... strach. W Ju nie czułam nic takiego.

    - Daise? - zapytałam niepewnie. - Di, to ty?

    Nie odpowiadał. Spojrzałam na Julię. Jako wilczyca miała długą, aksamitną sierść. Cała szara z ciemnoróżowym pasem na plecach wyglądała dostojnie a za razem przyjacielsko.

    - Jest w szoku. - powiedziała kuzynka Daise'a. - Umiem to rozpoznać - uprzedziła moje pytanie. - W końcu mieszkałam z nim na codzień przez tyle czasu...

    - Di, przez chwilę możesz się tak czuć, ale my jeszcze nie jesteśmy w domu. Pamiętaj o instrukcji. Tam jest strumień. - powoli podeszłam do niego.

    - Nie zbliżaj się! - krzyknął. Jego głos zmienił się nie do poznania. Pobrzmiewał w nim strach. Czysty strach. Czyżby bał się mnie?

    - Daise, nie zrobię ci krzywdy. - starałam się go uspokoić.

    - Nie o to chodzi. - słowa niczego nie wyjaśniały. - Wiem jak dotrzeć na miejsce. - Pobiegł w stronę potoku. Ruszyłam za nim, po krótkiej chwilii Julia skoczyła za mną. Ale było już za późno. Daise zniknął w chmurze pary. Pamiętając słowa porady Quebec'a ruszyłam przez stumień, modląc się w duchu, żeby Ju pamiętała wyliczankę.


***


    Spadałam w ciemność. Cień czaił się przede mną i za mną. Nagle pod sobą ujrzałam nikłą, zielonkawą poświatę. Leciałam w jej kierunku. Gdy wpadłam w świeżą, jeżącą się mgiełkę poczułam gorzki smak paniki wymieszany z głębokim zawodem. Potem wszystko znikło, a ja stanęłam na twardym gruncie.


***


    Nogi ugięły się pode mną. Padłam na ziemię, chyba po raz pierwszy w życiu. Powoli otworzyłam oczy. Obraz, który mi się pokazał był tak podobny do ostatniego koszmaru sennego, że pomyślałam, iż wciąż śnię. Rolox i Ninka stali blisko siebie, cali zjeżeni, zadami do mnie. Warczeli na coś, co zasłaniali sobą. Quebec stał obok i tylko patrzył. Czułam od niego lekką pogardę, wymieszaną jednak z dużą porcją uznania, zawód i smutek. Bezszelestnie przeszłam obok i zobaczyłam coś, od czego krew zamarła mi w żyłach.

    Daise, powalony, leżał na ziemi. Nad nim stał Miko. Pokazywał białe kły i warczał. Biła od niego taka wrogość i wściekłość, że cofnęłam się mimo woli.

    - Gdzie ona jest? - warczał Miko. - Co jej zrobiłeś?! Mów!

    Daise jęknął i zaczął podnosić się z ziemi. Miko z krótkim szczeknięciem powalił go znowu. Wyraźnie czułam od niego pogardę.

    - Kto? - zapytał Daise.

    - Ty dobrze wiesz! Gdzie jest Roal!

    - Nie wiem. Dopiero tu spadłem, tak na marginesie. - nie mogłam uwierzyć. Pyskował Mikiemu. To było nie do pomyślenia. Szacunek Quebec'a był wyraźny, za to Miko wyraźnie tracił panowanie nad sobą. Wyszczerzył kły.

    - Tutaj. - przerwałam. Spojrzenia wszystkich zwróciły się  na mnie. - Miło mi, że tak się o mnie martwicie, ale, Miko, jak mogłeś? - spojrzałam na początku na Daise'a, potem na Mikiego. Spuścił wzrok.

    Nagle Quebec wydał stłumiony okrzyk.    

- Julietta... - z jego oczy popłynęła jedna, jedyna łza. Zobaczyłam, że patrzył poza mną. Obróciłam głowę    

Za mną stała Julia.

czwartek, 30 kwietnia 2015

Powitajmy Skradacza!

Wizerunek wilka czyli zdjęcie lub rysunek: (nakłaniamy do rysowania!)

Imię wilka (wymyślone nie Twoje własne!): Skradacz

Płeć wilka: chłopak

 Rasa: wilk skradania

Umiejętności (związane z rasą): wszystko co dobre or zwiadowcy i celność 

Wiek: 4

 Rodzina wilka:wisienki

Historia (nie koniecznie, ale lepiej z nią):urodził się 4 lata temu xD

Cechy charakteru (miła, dobra itp.): odważny miłośnik wszystkiego i cechy zwiadowców, celny

Stanowisko( np. Delta zwiadowca): szef zwiadowca Delta Najlepszy

Przydomek: (Musisz go dopiero zdobyć)

Towarzysz: (Musisz go znaleźć)

Talizman (zdjęcie lub rysunek talizmanu związanego z rasą, nie musi być):

 Właściciel (np.: kajka003): stejsak Stasio

sobota, 25 kwietnia 2015

Od Roal - Powrót

    Dopiero kiedy zobaczyłam nakryty stół, poczułam, jaka byłam głodna. Wgryzłam się w kanapkę, kiedy Ju robiła rozeznanie naszej wiedzy.    

    - Musimy wszystko przemyśleć... - zaczęła. - Po pierwsze: jesteśmy wilkami. Wszyscy troje. Pochodzimy ze świata Roal, ale nie wiadomi jakim sposobem znaleźliśmy się tutaj bez wspomnień o tamtym życiu. Po drugie...    

    - Możemy się dowiedzieć, jak się tu znaleźliśmy. - przerwał jej Daise.    

    - Po drugie... - znowu spróbowała Julia. - Roal ma moc tylko wtedy, gdy jest Podwójna Pełnia. Po trzecie...    

    - Myślę, że mam moc w każdą pełnię Gladrinala, czyli co tydzień. - wtrąciłam. Skończyłam kanapkę i rozglądałam się za kolejną ofiarą. - Będziecie to jeść? - wskazałam na jeszcze jednego szynkowca. Gdy Daise potrząsną głową ostrożnie wzięłam kanapkę.    

    - Po trzecie... - Ju była zdesperowana by przekazać to, co chciała.    

    - Po trzecie mamy tydzień. - nieoczekiwanie powiedział Di.   

    - Właśnie! - zgodziłam się. - Pełnia była wczoraj, następna będzie piątego dnia, nie licząc dzisiejszego. Musicie się nauczyć tego i owego o naszym świecie.    

    - Mamy szczęście. Dziś sobota. - Ju zauważyła rzecz oczywistą. - Nie musimy iść do szkoły. - oświeciła nas. - Będzie problem z innymi dniami tygodnia.    

    - I z lekcjami. - zawtórował jej Di. - Ty oczywiście zostajesz w domu. Dam ci jakieś książki, kartki i ołówki. Nie będziesz się nudziła. Jak będziesz miała ochotę, możesz wyjść do ogrodu. Drzwi zaraz za łazienką. - dopowiedział widząc moje pytające spojrzenie.    

    - Mamy przed sobą cały weekend. Może pójdziemy na spacer do parku... - rozmarzyła się Julia. Ku mojemu zdziwieniu Daise kiwnął głową.    

    - To dobry pomysł. Nacieszmy się naszym miastem i normalnym życiem przed skokiem w nieznane. - zabrzmiało to bardzo poetycko. Ale trafił w sedno sprawy.        - Wiecie, ja nie wiem jak wygląda podróż przez portal. Nie mam pojęcia gdzie trafimy...    

    Już niedługo miałam się przekonać gdzie.


***
    

     Trzy dni minęły szybko. Rano czwartego dnia rano Daise obudził mnie, mówiąc, że już pora wstawać, a ja spokojnie leżę sobie na podłodze. Jednego dnia spałam w łóżku i nigdy nie zapomnę tego przykrego przeżycia. Cały czas coś się pode mną zapadało.    

    Umyłam się pobieżnie i ruszyłam na śniadanie. Ja jadłam kanapki z szynką (to stało się już tradycją) a kuzynostwo po parówce z keczupem i chlebem. Przy śniadaniu toczyła się narada. Postanowiliśmy wyruszyć już rano, by nie marnować czasu.

    - Porozmawiaj z Quebecem. - poradziła Ju. - On na pewno ma jakieś rady w zanadrzu. A nam rady na pewno się przydadzą.

    Zajrzałam w głąb umysłu. Ukazał mi się ciemny tunel. Ja stałam na początku, koniec niknął w mroku. Zawołałam : "Quebec!". Echo powtórzyło moje słowa i poniosło je w dal. Nagle z drugiego końca nadszedł czarownik.

    ~Już pełnia. ~ odezwał się.

    ~ Tak. ~ powiedziałam. ~ Potrzebujemy rady.

    ~ Gdy dojdziecie go Itharielu zobaczycie strumień. Wejdź do strumienia i zrób z nim 20 szczenięcych skoków. Obróć się cztery razy jak liść chłostany wiatrem i wypowiedz imię watahy. Zrób 10 szczenięcych skoków przeciwko niemu i znów obróć się cztery razy.

    ~ Co to jest Ithariel?

        ~ Przedsionek Światów.

    ~ Przedsionek Światów?

    ~ Las Między Światami...

    Jego głos zaczął zanikać, aż echo zupełnie ucichło. Znów byłam w kuchni przy stole. Di i Ju wpatrywali się we mnie pytającymi spojrzeniami.

    - I co? - nie wytrzymała w końcu Julia. - Co powiedział?

        - Zdaje mi się, że to okaże się na miejscu. - powiedziałam ponuro. - Złapcie mnie za ręce, otwieramy portal.

    Stanęliśmy w kole. Daise był po mojej lewej stronie, Julia po prawej. Zaczęłam mówić śpiewnie:

Gladrinala pełnia nastała,
W odległe miwjsce wilki zabrała.
Do domu wrócim, do watahy,
Chociaż z ciemności łypią strachy.
Światło w tunelu, latarnia w mroku,
Dziś polecimy chen, do obłoków.
Na Ithariela zielone łąki,
Doleć ty, prośbo do mej patronki...
    Zapadliśmy się w mrok wciąż trzymając za ręce.

Od Roal - W świecie ludzi

    - Julio, myślę, że powinnaś to zobaczyć. - przyzwyczajona do dziwności, szybko odzyskałam głowę.

    Ju wbiegła do pokoju. Pokazaliśmy jej rysunek.

    - Zdaje mi się... - zaczęła. - Nie wiem, jak to przyjmiesz, Daise, ale ten mniejszy wilk to chyba ty.

    - Tak, mi też się tak zdaje. - dodałam.

    - W takim razie kim jest ten większy? - zapytał Di.

    - Myślę, że to jakaś większa sprawa. Potrzebujecie mojej pomocy. To przez to wiedźma mnie tu wysłała.    

    - Spróbuj skontaktować się z Quebecem. - poprosiła Ju.    

    - W tym świecie jest coś nie tak. Moja magia nie działa. Nie mogę nic zrobić. - byłam zrezygnowana.    

    - Myślę, że możesz zająć trzecią sypialnię i wprowadzić się do nas. - Daise odzyskał zimną krew i myślał spokojnie. - Jeśli pochodzimy z twojego świata musimy poczekać, aż u ciebie będzie Podwójna Pełnia. Wtedy magia zapewne będzie działała. Skontaktujesz się z Quebecem, a on otworzy nam coś w rodzaju portalu do twojej watahy. Uprzedź ich, że przybędziesz w towarzystwie dwóch wilków, żeby nas nie pogryźli.    

    - Moja wataha to nie banda kundli spod mięsnego... - powiedziałam pod nosem. - Nie gryzą przybyszów z innych światów.    

    Szybko się ściemniało. Rozeszliśmy się, każdy do swojej sypialni. Mój pokój, zupełnie pusty z wyjątkiem łóżka i małej szafki był taki obcy i nieprzytulny. Zatęskniłam za moim namiotem. Wyjrzałam przez okno. Tak brakowało mi Gladrinala, towarzyszącego mi zawsze od najmłodszych lat. Niebo bez niego było takie puste...   

     Zdjęłam narzutę z łóżka i położyłam się na podłodze. To, że jestem człowiekiem nie przeszkadza mi spać, tak, jak śpią wilki, prawda? Przeciągnęłam się i zasnęłam niespokojnym snem.


***
   

     Biegłam po zielonej łące. Obok mnie cwałował Miko. Nagle zafalował i zmienił się w Daise'a (jako wilka oczywiście). Nagle skręcił i wpadł na innego wilka, bardzo podobnego do niego. Przybysz powalił chłopaka i skierował pysk w moją stronę. "Starożytne Drzewo zmierza do was" powiedział. "Jestem Lote, i to mnie powinnaś bać się bardziej, niż czegokolwiek innego". On również zafalował i znikł razem z Daise'm. Pojawił się Quebec. "Znajdź ją" rzekł. "I przyprowadź do mnie. Ona mnie pozna" Pozna, pozna, pozna...


***
   

     Obudziłam się nieprzyjemnie obolała. Ktoś potrząsał mną z niewielką, jak na wilka, siłą, ale za to skutecznie. Błysnęłam kłami. Usłyszałam śmiech.    

    - Nie musisz mnie gryźć! - śmiał się Daise. - Wstawaj już rano. Spadłaś z łóżka?    

    - Nie. - burknęłam. - Cały czas spałam normalnie.    

    - To dlaczego byłaś na podłodze? - zdziwił się.    

    - Ona chciała spać tak, jak zwykle. - Potargana Ju stanęła w drzwiach. - Śniadanie za 5 minut, szybko. - wyszła, ale zaraz wróciła z pośpiechem. - Co chcesz zjeść? - zapytała mnie. Widząc moje puste spojrzenie, dodała. - No, bo ja nie wiem co zwykle jesz, naszego jedzenia też chyba nigdy nie jadłaś...    

    - Odpowiada ci kanapka z szynką? - zapytał mnie Daise.    

    - To z mięsem? - oblizałam się po wilczemu.    

    - Tak. - zaśmiało się kuzynostwo.    

    Poszłam do łazienki i szybko się umyłam. Zmoczyłam też twarz i włosy. Na początku przeżyłam chwilę strachu. Zobaczyłam swoje odbicie w szybie na ścianie. Miałam brązowe włosy do ramion z turkusowymi pasemkami. Byłam wysoka i dosyć chuda, jak na ludzi. Miałam na sobie czarną bluzkę, zieloną bluzę we wzory i jeansy. Na nogach miałam czarne buty.    

    Wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni.    

    - Chodzisz jak zombie. - stwierdził z uśmiechem Daise.    

    - Taaak. - ziewnęłam. - Czuję się jak żywy trup.    

    - Lepiej się obudź. - poradziła mi Julia. - Zaczynamy naradę wojenną.

Od Roal - Daise

    - Kto to jest, Julio? - zapytał chłopak.

    - To Roal. Miała mi coś powiedzieć. - delikatnie zdjęła sobie jego rękę z głowy. - Potargałeś mnie! - powiedziała z wyrzutem.

    - Przepraszam. - udał, że układa jej jasne włosy w misterną fryzurę. - Powiesz mi, kim jesteś? - zwróciła się do mnie, taksując mnie jasnymi oczami.

    -Tak... - powiedziałam, ale myślami byłam w fioletowym lesie, przy wiedźmie. W tym świecie jest coś ważnego do załatwienia.

    - Chodźmy do kuchni. - Ju pociągnęła kuzyna za rękę. - Zaraz wszyscy się poznamy.

    Weszliśmy do kuchni. Na środku stał kwadratowy stół i cztery krzesła. Chłopak i Julia usiedli, ja po namyśle odsunęłam jedno od stołu i też ostrożnie usiadłam.

    - To długa historia, ale oboje powinniście ją usłyszeć. - zaczęłam ostrożnie. - Czy wierzycie w bajki?

    Julia prychnęła - Jasne, że nie!

    - Wszystkie opowieści mają ziarno prawdy. - powiedział chłopak i zamyślił się.

    - Właśnie! - ucieszyłam się. -  Przedstawmy się sobie. Jestem Roal... Shadow. Mam 12 lat. Mieszkam w namiocie. Lubię polować na ptaki i zające, kąpać się w jeziorze i wygrzewać na skale w słońcu. - popatrzyłam wyczekująco na kuzyna Julii.

     - Za co ja się dałem w to wciągnąć... - powiedział. - Jestem Daise Airbird, mów mi Di. Mam 13 lat. Mieszkam w Warszawie, w tym właśnie domu. Lubię rysować, grać na gitarze, śmiać się z przyjaciółmi. Lubię przyrodę. Julię też jakoś toleruję. Moją kuzynkę chyba znasz? - popatrzył na mnie pytająco.

    - Tak. - odpowiedziałam. - Jeśli w każdej opowieści jest ziarno prawdy, to opowiem wam historię. - Streściłam kuzynostwu moje przygody. - ... wtedy wilczyca spotkała dwójkę dzieci i postanowiła opowiedzieć im swoje dzieje. - zakończyłam. - A teraz wyobraźcie sobie, że to moją historię wam opowiedziałam. Wyobraźcie sobie mnie jako wilka. Co widzicie?

    - Widzę drobnego, brązowoczarnego wilka... - zaczęła Ju. Nie miała zamkniętych oczu, patrzyła na mnie przytomnie. - Przez jego plecy, głowę i ogon biegnie turkusowy pas. Gdy obraca się wokoło własnej osi jego sierść błyszczy w porannym słońcu. Ale... przecież to wilczyca. - powiedziała. - To ty!

    Daise nic nie powiedział. Sięgnął po serwetkę i ołówek. Patrząc na mnie zaczął rysować. Pokazał mi swoje dzieło. Byłam tam ja wygrzewająca się na skale po kąpieli w jeziorze. Obok mnie leżała martwa kuropatwa. Daise podpisał rysunek : "Roal".

   - Powinniście wiedzieć, że to wszystko prawda.

   - Tak, ty też powinnaś coś wiedzieć... - rzekł zagadkowo Di. - Chodź ze mną. Ju, zostajesz! - krzyknął do siostry.

    Poszliśmy do pokoju Daise'a. Ukazało mi się przytulne pomieszczenie. W rogu kuliło się drewniane łóżko przykryte szarą narzutą . Całe ściany były obklejone rysunkami. Na kartkach dominowały wilki.

    - Zobacz. - Daise wskazał na rysunek leżący na biurku. Przedstawiał dwa wilki. Oba były czarne z niebieskimi pasami. Walczyły ze sobą zaciekle. Przypatrzyłam się dokładnie. Nagle wilki poruszyły się. Mniejszy zaczął się cofać. Większy wilk przysiadł i skoczył. Rozorał małemu nogę swoimi długimi, błyszczącymi kłami. Nagle, gdy zobaczył co zrobił, cofnął się i uciekł.

    - Czy ty też widziałeś całą walkę?

    - Tak. - odpowiedział Daise.

    Coś było bardzo nie w porządku. 



Od Roal - Zagubiona w teraźniejszości.

    Razem z Ju poszłam "na hot-dogi". To buło na prawdę smaczne. Podłużny kawałek mięsa owinięty w bułkę. Ju cały czs nawijała o... pracy domowej? Z przyrody. Temat brzmiał: opisz zwyczaje wilków.

     Wow! -pomyślałam. - To jest na prawdę fajny świat.

     - Pomogę ci. - zaproponowałam. - Wiem coś niecoś o wilkach i możliwe, że dostaniesz najlepszy... wynik?

    - Ocenę! - zaśmiała się Ju.

    -Ach... No, tak. Wyleciało z głowy.

    - Ty zachowujesz się tak, jakby cała wiedza o świecie  wyfrunęła ci przez okno. - Ju dusiła się ze śmiechu.

    - Okno? -byłam mocno zaniepokojona. - To jest niebezpieczne?

    - Nie, nie! Tak w ogóle, to do jakiej chodzisz klasy? Nie widziałam cię tu wcześniej.

    - Chymm... - zamyśliłam się. Wiedziałam, że mogę powiedzieć Ju prawdę, ale jak ona to przyjmie? - Wiesz  co? Musimy poważnie porozmawiać. W odosobnionym miejscu.

    - OK. Chyba nie jesteś seryjnym mordercą. - zgodziła się Ju.

    Poszłyśmy do domu Ju. Po drodze opowiedziała mi, że chodzi do szkoły z internatem, ale mieszka w osobnym domku. Razem z bratem. Nazywa się Daise i to tak na prawdę jest jej kuzyn. Jego mama j jej mama były siostrami. Tata Julii zginął parę lat temu. Mieszkał za granicą i Ju nie pamiętała go zbyt dobrze.    Doszłyśmy do domu. Był malutki, w sam raz dla dwójki rodzeństwa. Ju wyjaśniła mi, że mają trzy sypialnie, bo dom jest przeznaczony dla trójki osób.

      - Jedna sypialnie dla mnie, jedna dla Di i jedna wolna. - mówiła.

     Weszłyśmy do mieszkania. Ju opowiadała mi o pokojach. Tu była kuchnia, dalej łazienka. Po drugiej stronie pokój Di i jej. Na końcu wolna sypialnia. Nagle z pierwszych drzwi po prawej wyszedł chłopak. Był wysoki, miał ciemne włosy i niebieskozielone oczy. Jego poważną twarz rozjaśnił uśmiech gdy zobaczył małą kuzynkę. Zmierzwił ręką jej jasne włosy. Nagle spojrzał nad głową Ju prosto na mnie.

    - Kto to jest, Julio? - zapytał.

    Gdy ich niebieskozielone oczy mierzyły mnie poczułam, że coś jest z nimi bardzo nie tak. I że trzeba to natychmiast wyjaśnić, bo inaczej stanie się coś bardzo złego. Bardzo.

czwartek, 23 kwietnia 2015

Od Roal - Ju

     Obudził mnie zapach. To pachniało...dziwnie. Trochę zgniłym zającem, trochę brudną kuropatwą... I czymś nie zdrowym. Potem dotarły do mnie dźwięki. Okropny szum, ciągły i nieustający rozsadzał moją głowę. I głosy. Nie głosy lasu. Nie śmigania magicznych istot po gałęziach. To były głosy... ludzi? Nie wiem skąd to słowo znalazło się w mojej głowie, ale wiedziałam, że to jest to. Ten świat, toksyczny, niezdrowy świat, to dom ludzi.

    Otworzyłam oczy... Uderzyła mnie fala kolorów. Tu coś mignęło. Zaraz potem przesłoniło je coś kolorowego i pędzącego przed siebie. Z boku moją głowę zaatakował wściekły żółty kolor. To wszystko trwało ułamek sekundy. Szybko zamknęłam oczy. Postanowiłam kierować się węchem.

    Coś było na pewno nie tak. Wcześniej za pomocą węchu i słuchu mogłam bez problemu lawirować pośród drzew. Teraz coś tłumiło moje zmysły. Wszystkie zapachy i dźwięki docierały do mnie z opóźnieniem i zmienione.

     Nagle coś uderzyło we mnie z wielką siłą. Pod wpływem impulsu otworzyłam oczy. Przede mną stała jedna z tych dziwnych istot. Była... przerażająca. Wysoka jak wielki krzak. Miała grubość dwóch jednorocznych kępek ładnie pachnącej trawy. Ale ta istota nie pachniała ładnie. Mimo moich przytłumionych zmysłów czułam, że pachnie jak całe to straszne miejsce. I dodatkowo czymś innym... Później zauważyłam, że to zapach charakterystyczny dla zmęczonego człowieka.

     Istota stała na dwóch patykowatych nogach. Jej tułów był gruby (jak na wilka, nie znałam ludzkiej miary, ale według ludzi była "chuda"). Wyrastały z niego jeszcze dwa gałęzio-podobne odnóża. Jej głowa była pokryta (tylko od góry) włosem długim, białawym i przeraźliwie cienkim.

     -Przepraszam - powiedziała istota. - Jestem Julia. Mów mi Ju! - uśmiechnęła się, pokazując zęby. Między przednimi dwoma miała szparę. W watasze taki gest uznałabym za otwartą wrogość, ale to miejsce miało inne zwyczaje.   Też się uśmiechnęłam.

    - Jestem Roal. -powiedziałam i zaraz zakryłam usta ręką. Mój głos brzmiał dziwnie miękko.

    - Nigdy nie słyszałam takiego imienia. - powiedziała Ju.

    Poczułam szczypanie w brzuchu.

    - Jestem głodna. - powiedziałam. -Zapolujemy... Ju?

    - Jasne! - uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę. - Co powiesz na hot-dogi?

    Gorące psy?!? Nie mówi chyba na serio.

     - Jaaasne... - powiedziałam. - Ma to coś wspólnego z psem?